Po powrocie z Bułgari jest kilka przemyśleń na temat ostatnich zakupów.
Szuflady.
Trochę się z nimi przeprosiłem. Na spokojnie przeorganizowałem sprzęt i poukładałem go tak jak na to pozwalało miejsce w szufladach, a nie tak jak sam miałem na to ochotę.
Ogólna koncepcja wyszła taka że w lewej szufladzie wylądował sprzęt obozowy (na froncie kuchnia, potem zapasy liofilizatów, lampy kubki i inne duperele). Do ostatniej przegrody, do której dostęp jest bardzo utrudniony, poleciały części zapasowe i eksploatacyjne do auta.
Prawa szuflada została zagospodarowana na narzędzia i sprzęt do wyciągania auta z kłopotów. Taśmy wylądowały na samym końcu, ponieważ ze względu na to że są miękkie, łatwo było je wcisnąć w trudno dostępną przestrzeń.
Lodówka wylądowała na górze po lewej stronie, a torby z ciuchami po prawej.
Fajną opcją okazał się niezależny dostęp do góry i dołu- górne zamkniecie budy zrobiłem tak aby można było otworzyć klapę paki niezależnie, czyli nie trzeba otwierać wszystkiego aby dostać się do szuflady.
W praktyce pomimo jazdy po szutrach i mocno nieszczelnej zabudowy, niewiele pyłu dostało się do szuflad. Wożenie tam ciuchów raczej odpada, ale lekko zakurzone gary szczególnie mi nie przeszkadzały.
Przegrody na niepełną wysokość szuflady okazały się przydatne, bo pozwoliły na wrzucenie dłuższych, płaskich przedmiotów, jak saperka i dmuchany materac.
Nie sprawdziło się za to przechowywanie lin. Niespodziewanie wpadliśmy w większe błoto i po wyciągnięciu innego auta, zabłocone liny trafiły z powrotem do szuflady. Brud rozlał się po okolicy i został wewnątrz z powodu braku drenaży. Oczywiście można było temu łatwo zapobiec, gdybym wrzucił je do jakiejś torby. Nie miałem niestety żadnej przed wyjazdem. Ogólnie jestem zdania że na brudne taśmy powinna być osobna, szczelnie zamykana skrzyneczka, którą można w całości wyciągnąć z auta.
Nadal uważam że nie jest to rozwiązanie dla mnie i zdecydowanie wole mniejsze pojemniki z możliwością wyciągnięcia całej sekcji np. "kuchnia" poza auto. W wolnej chwili zrobię dla siebie wysuwane aluminiowe szuflady z miejscem na hermetyczne skrzyneczki, ale projekt ten dostał obecnie niższy priorytet.
Dalsze refleksje ad. namiotu dachowego.
- Nic się nie rozpruło, nie odpadło anie nie zaczęło śmierdzieć. Żaden z suwaków się nie rozsypał. Generalnie na plus.
- Mój jest chyba minimalnie krzywo uszyty. Przednia ściana ma naprężenia i nieustannie przesuwa się w prawo, zasłaniając wylot do rurki podtrzymującej przedsionek. Bardzo nie przeszkadza, ale zobaczymy do czego to doprowadzi...
- Ponieważ prognozy pogody mówiły że będzie ciepło, a ja nie zdążyłem wymienić tropika na porządny, został w domu. Oczywiście jednej nocy dorwał nas solidny deszcz. Moja wina... Impregnat wytrzymał i nie przesiąkła w żadnym miejscu. Niestety nie można tego samego powiedzieć o suwakach na dachu. Wszystkie okna mają dodatkowe patki zapobiegające dostawaniu się większej ilości wody do wnętrza, za wyjątkiem tych na dachu- one są szyte doczołowo z taśmą suwaka na wierzchu... logiczne. Tak wiem- powinien być tropik. Ale inne wykończenie na pewno by nie przeszkadzało a pewnie by pomogło kilku nieszczęśnikom jak ja, obudzonym nad ranem, przez strumień wody lejący się na głowę i stopy.
- Podobny problem pojawił się kolejnego dnia, ale już bez deszczu... Niska temperatura i duża wilgotność powietrza. Na wewnętrznych ściankach namiotu, rurkach i taśmach zaczęła zbierać się wilgoć. Idealnym punktem do jej zbierania i odprowadzania okazał się znów suwak na suficie i po raz kolejny zostałem obudzony o 4 nad ranem przez wodę intensywnie kapiącą do mojego ucha...
- Materac jest dla mnie zdecydowanie zbyt miękki. Ważąc ponad 90kg całkowicie go kompresuje i w praktyce leże na podłodze. Efektem są obolałe miejsca jak np miednica, gdzie kość przez kilka godzin opiera się płytę. Pora schudnąć, albo zmienić materac...
-W drodze powrotnej wpadliśmy w sporą burzę. Ponieważ pokrowiec nie zakrywa szczelnie namiotu, woda podciekała od spodu, po raz trzeci zalewając nam cała pościel, poduszki i materac. Tu raczej żaden tropik by nie pomógł... Trochę irytujące. Dobrze że na powrocie.
- Rozkladanie/ skladanie. Czas potrzebny na przygotowanie namiotu dachowego do snu/ odjazdu był jednym z argumentów którym przekonywano mnie do tej opcji. Nie mając go, miałem obraz składania go jednym ruchem, dopinania pokrowca i koniec. W praktyce, dwie dziesięcioletnie dziewczynki, składające mój stary, tradycyjny namiot, razem z pościeleniem w środku, robiły to w praktycznie takim samym czasie co jak rozkładałem dachowy. Niezaprzeczalnie możliwość pozostawienia całej pościeli wewnątrz jest dużą zaletą, ale i tak trzeba przed złożeniem pościelić.
Proces składania namiotu dla osób które tego jeszcze nie robiły a zastanawiają się nad zakupem:
*ogarnięcie wnętrza, ułożenie pościeli na równo, tak żeby tworzyła poziom na połówce materaca
*rozciągnięcie elastycznych linek wewnątrz namiotu, które powodują że poszycie zapada się do środka a nie wisi na zewnątrz jak flak.
*demontaż pałąka podtrzymującego przedsionek i następne umieszczenie do wewnątrz, na pościeli. Pałąk jest duży i w kształcie litery U więc trzeba się troszkę nagimnastykować aby wsadzić go przez wejścia a następnie obrócić w poprzek.
*złożenie, przy pomocy drabinki namiotu na pół.
*wdrapanie się na koło i złożenie drabinki.
*zapięcie 4 taśm kompresujących namiot. O ile z tylnymi problemu nie ma, o tyle do przednich znów trzeba się wspinać i obchodzić auto z obu stron.
*naciągnięcie pokrowca. Znów wspinanie się z kilku stron aby wszystko prawidłowo ponaciągać.
*dopięcie pokrowca zamkiem... znów zaczynamy z prawej strony, żeby zapiąć nad szoferką, przechodzimy na lewą żeby dopiąć do końca i dookoła. U mnie jest to szczególnie irytujące, bo przy samym suwaku mam bagażnik dachowy który bardzo utrudnia dostęp.
*zapięcie taśm kompresyjnych pokrowca. Znów wdrapujemy się po prawej stronie żeby prosto przerzucić taśmy a następnie idziemy na stronę lewą żeby je zapiąć...
No i chyba tyle... o czymś zapomniałem?
- Przed wyjazdem udało mi się powymieniać wszystkie podwójne D-ringi na klamry nexusa. Efekt- o wiele szybsze i wygodniejsze składanie/ rozkładanie. Nic nie pękło, wszystko pięknie działa. Podstawa to tylko prawidłowe dobranie taśmy do klamry, aby nie luzowały się podczas jazdy.
- Aby zaoszczędzić trochę na wadzę i poprawić sylwetkę aerodynamiczną, wywaliłem mocowanie namiotu do relingów. Zdemontowałem z zabudowy zarówno reling, jak i profile podłogowe w namiocie. Zamiast tego przykręciłem namiot bezpośrednio do aluminiowej zabudowy paki, dając jedynie 5mm podkładki dystansowe pomiędzy.
Efekt- sylwetka obniżona o 10cm i około 20kg mniej na dachu.
Przedsionek do namiotu mnie pokonał... Jeśli jest tu jakiś użytkownik, bardzo proszę o wyjaśnienie mi co robię źle.
- po pierwsze przedsionek zajmuje sporo miejsca w aucie. Jest to wielki wór którego gabaryt odczułem nawet w pickupie.
- wykonany jest nie z impregnowanej bawełny a z taniego nylony, tego samego z którego w namiocie jest tropic i osłony na rurki.
- rozkładanie go w terenie mnie po prostu przerosło. Była to ostatnia rzecz jaką chciałem robić po całym dniu za kółkiem. Jak pomyślałem że mam go rano jeszcze demontować, wylądował z powrotem w worku i pozostał już tam do końca wyjazdu. Nic dziwnego że na żadnym z wyjazdów nie widziałem nikogo kto by z niego korzystał. Generalnie spoko opcja jeśli rozbijamy się gdzieś stacjonarnie na kilka dni, ale do codziennego użytkowania porażka.
Czy ktoś może jednak z tego korzysta i może napisać jak to sprawnie robi? Mi wychodzi że za każdym razem, należy zdemontować z rynienki pokrowiec, wsunąć tam mocowanie ścianki przedsionka, porozkładać wszystko, poprzekładać pod drabinką, pozapinać suwaki, zamontować podłogę i ponaciągać wszystko. Jak dla mnie jakieś 20min roboty. Mylę się?