Ruszyła maszyna po szynach ospale.
Szarpnęła wagony i ciągnie z mozołem,
I kręci się, kręci się koło za kołem,
I biegu przyspiesza, i gna coraz prędzej,
I dudni, i stuka, łomoce i pędzi....
Sam osobiście zasiadłem za sterami pożyczonego holownika z platformą i przywiozłem budę na Modlińską. Ale fajnie. Po wyładowaniu stanęła wśród starszyzny z rocznika 1938 i 1951. Chyba nie muszę dodawać, że trafiła w dobre ręce
. Tu zostanie wypiaskowana i przygotowana do prac blacharskich. Sławek jutro również wpada na konsultacje.
Poszedłem robić swoje, a tu wokół auta zaczęło furczeć. Najpierw trzeba było zerwać stare wygłuszenia. Po co tracić czas na ich piaskowanie. Dodatkowo próba piaskowania elementów elastycznych kończy się fiaskiem, wzrostem temperatury i falowaniem blachy. Tu tego nie chcemy
. Samochód ma być profi robiony i tak ma być.
Jak widać wygłuszenie schodzi łatwo i przyjemnie. Po dwóch godzinach podłoga była odsłonięta. I tu mega niespodzianka
. Nie jest tragicznie - jest wręcz dobrze. Oczywiście piasek prawdę powie lecz oryginalna, zieloniutka farba podkładowa nie zamieni się w dziury
. Zwłaszcza, że od drugiej strony wszystko wygląda podobnie.
Sporo szpachli jest na tylnych błotnikach ale tego akurat się spodziewałem. Też warto ją przed piaskowanie obstukać. Piaskowanie szpachli nie ma sensu i kolejny niepotrzebny wzrost temperatury blachy.
Koło 17-ej rozpoczęły się prace nad spodem budy. Jutro ciąg dalszy czyli kolejna relacja.