Szulbor i historia mojego 4runnera
: 18 wrz 2016, 00:10
Jako, że historia znalazła swój happy end postanowiłem ją opisać, a raczej burzliwe perypetie mojego auta.
Historia zaczęła się 2 lata temu kiedy jednego życiowego bzika postanowiłem zamienić na inny. Hayabusa opuściła garaż a w jej miejsce zamarzyła się terenówka. (ale w odróżnieniu od motocykla miałobyć to auto zarówno do codziennej jazdy jak i miłego spędzania czasu).
Wybór, modelu nie był przypadkowy, jak to mówią miłość od pierwszego wejrzenia 4runner 3rd. Puryści pewnie powiedzą, że bez sensu ze nie LC, ale do dzisiaj nie zamieniłbym na żaden inny.
No ale niestety wybór egzemplarza to już inna historia. Dostępność tego modelu w Polsce bardzo ograniczona, import indywidualny z Łameryki mało realny bo kupno samochodu "as is" i czkanie na niespodziankę na to zabrakło odwagi. I zupełnie przypadkiem natrafiłem na stronę "niezależnego importera" Toyoty ze Szczecina. (cudzysłów nieprzypadkowy), siła marketingu no i kupiłem auto, pod wpływem chwili serduchem a nie rozumem. Poniżej foty z ogłoszenia:
Auto, nie nowe więc myślałem że dobrym pomysłem będzie rozbudowany pakiet startowy jednak oddanie tego w ręce człowieka od którego kupowałem auto bazując wyłącznie na bajkach jakie pisał na stronie, oraz zapewnieniach że niejedno już odbudował (fakt nawet kilka widziałem, ale "nie zobaczyłem")
Zakres prac, (cyt z maila importera)
Sumaryczna cena za duży set czyli:
oleje, filtry (silnik, skrzynia, napędy)
rolki, paski pod maską
tuleje wachaczy góra - dól,
sworznie wachaczy góra-dól,
drążki i końcówki drążków kierowniczych
regeneracja przekładni kierowniczej
hamulce regeneracja zacisków i tarcz + nowe klocki
akumulator
serwis chłodnicy wody
Następnie:
alternator, rozrusznik - regeneracja
konserwacja ramy i podwozia
zaprawki lakiernicze
regeneracja i malowanie felg
nowe wnętrze
lampy przód, europejskie asymatryczne
lampy przeciwmgłowe przód i lampa tył
Ogólne dopieszczenie, typu antena, pęknięty kierunkowskaz - w cenie
Można powiedzieć, że worek pieniędzy poszedł...
Auto na początku spisywało się ok, kilometry się nawijały i banan z twarzy nie znikał.
Potem przyszedł czas na przegląd, wymiana paska wspomagania, osłony przegubów, oleje itp. Do dziś nie wiem co mnie strzeliło, że pojechałem na drugi koniec kraju (do szczecina) żeby go zrobić. Auto stało tydzień, "niby" wszystko ogarnięte, przed odbiorem przejazd z "mechanikiem" po lokalnym torze 4x4 wszystko wydaje się ok, żegnamy się no i po przejechaniu ok 15km na obwodnicy szczecina wyprzedziło mnie lewe przednie koło niestety moje. na dodatek zabrało ze sobą kolegów próg widoczny na zdjęciach i prawie cały błotnik. Do dzisiaj doskonale pamiętam blada minę kierowcy ciężarówki który najpierw cudem ominął moje auto potem koło, które w swej dobroci później doturlał je do mnie.
ok, każdemu się może zdarzyć, nikomu nic się nie stało, panowie oczywiście naprawili auto a ja na czas naprawy dostałem zastępcze V8. ale k...wa zobaczcie co się stało 3 dni po ponownym odebraniu auta.
czyżby studzienka na prostej asfaltowej drodze pokonała Legendę Toyoty? nie, nie, pokonała "mechanika" (cudzysłów znowu nie jest przypadkowy).
Potem krótki epizod z mechanikiem u którego od zawsze serwisowałem swoje auta (osobowe ) tutaj pomimo totalnej fuszerki (jak się później okaże) stała się rzecz bardzo dobra, części do tego zabiegu kupiłem w znanym na tym forum warszawskim warsztacie z modlińskiej. Auto po raz kolejny odebrane od mechaniora, nie prowadziło się wcale dlatego umówiłem się już na modlińskiej na sprawdzenie auta, no i podsumowanie opieki dwóch mechaników i niby "dużym remoncie" znajduje się na liście bolączek, ale jedna podstawowa, nie ma geometrii.
albo jakieś cuda, albo po prostu zostałem okradziony, po dużej batalii z poprzednimi "mechaniorami" udało się odzyskać kasę, znaczy będąc precyzyjnym zapłacili za powyższą listę.
Słyszałem pewne stwierdzenie odnośnie zakupu aut 4x4, podobno trzeba zawsze przyszykować 3 kupki $.
kupka$1 - zakup, kupka $2 - odszczurzanie, kupka $3 - doposażanie.
Myślałem że pierwsze dwie mam już za sobą, jednak jak pokazują poniższe zdjęcia szczeciński "niezależny importer" zrobił mnie w większe jajo niż mi się wydawało.
i wiele więcej przykładów spowodowało, że trzeba było albo zepchnąć auto do wisły, albo pójść na grubo. Jak pisałem na początku 4r 3rd nie chce zamieniać na nic innego więc decyzja zapadła.
Tylko znaleźć specjalistę co zrobi to dobrze i kompleksowo, tutaj wielkie podziękowania dla Kylona i jego chłopaków, ilość niespodzianek jakie wyszły po drodze zaskoczyła nie tylko mnie ale i ich, ale wytrwałości im nie zabrakło i od paru dni auto znów cieszy.
Poniżej kilka zdjęć:
teraz tylko jeździć jeździć, a na ciąg dalszy jeszcze przyjdzie czas.
Historia zaczęła się 2 lata temu kiedy jednego życiowego bzika postanowiłem zamienić na inny. Hayabusa opuściła garaż a w jej miejsce zamarzyła się terenówka. (ale w odróżnieniu od motocykla miałobyć to auto zarówno do codziennej jazdy jak i miłego spędzania czasu).
Wybór, modelu nie był przypadkowy, jak to mówią miłość od pierwszego wejrzenia 4runner 3rd. Puryści pewnie powiedzą, że bez sensu ze nie LC, ale do dzisiaj nie zamieniłbym na żaden inny.
No ale niestety wybór egzemplarza to już inna historia. Dostępność tego modelu w Polsce bardzo ograniczona, import indywidualny z Łameryki mało realny bo kupno samochodu "as is" i czkanie na niespodziankę na to zabrakło odwagi. I zupełnie przypadkiem natrafiłem na stronę "niezależnego importera" Toyoty ze Szczecina. (cudzysłów nieprzypadkowy), siła marketingu no i kupiłem auto, pod wpływem chwili serduchem a nie rozumem. Poniżej foty z ogłoszenia:
Auto, nie nowe więc myślałem że dobrym pomysłem będzie rozbudowany pakiet startowy jednak oddanie tego w ręce człowieka od którego kupowałem auto bazując wyłącznie na bajkach jakie pisał na stronie, oraz zapewnieniach że niejedno już odbudował (fakt nawet kilka widziałem, ale "nie zobaczyłem")
Zakres prac, (cyt z maila importera)
Sumaryczna cena za duży set czyli:
oleje, filtry (silnik, skrzynia, napędy)
rolki, paski pod maską
tuleje wachaczy góra - dól,
sworznie wachaczy góra-dól,
drążki i końcówki drążków kierowniczych
regeneracja przekładni kierowniczej
hamulce regeneracja zacisków i tarcz + nowe klocki
akumulator
serwis chłodnicy wody
Następnie:
alternator, rozrusznik - regeneracja
konserwacja ramy i podwozia
zaprawki lakiernicze
regeneracja i malowanie felg
nowe wnętrze
lampy przód, europejskie asymatryczne
lampy przeciwmgłowe przód i lampa tył
Ogólne dopieszczenie, typu antena, pęknięty kierunkowskaz - w cenie
Można powiedzieć, że worek pieniędzy poszedł...
Auto na początku spisywało się ok, kilometry się nawijały i banan z twarzy nie znikał.
Potem przyszedł czas na przegląd, wymiana paska wspomagania, osłony przegubów, oleje itp. Do dziś nie wiem co mnie strzeliło, że pojechałem na drugi koniec kraju (do szczecina) żeby go zrobić. Auto stało tydzień, "niby" wszystko ogarnięte, przed odbiorem przejazd z "mechanikiem" po lokalnym torze 4x4 wszystko wydaje się ok, żegnamy się no i po przejechaniu ok 15km na obwodnicy szczecina wyprzedziło mnie lewe przednie koło niestety moje. na dodatek zabrało ze sobą kolegów próg widoczny na zdjęciach i prawie cały błotnik. Do dzisiaj doskonale pamiętam blada minę kierowcy ciężarówki który najpierw cudem ominął moje auto potem koło, które w swej dobroci później doturlał je do mnie.
ok, każdemu się może zdarzyć, nikomu nic się nie stało, panowie oczywiście naprawili auto a ja na czas naprawy dostałem zastępcze V8. ale k...wa zobaczcie co się stało 3 dni po ponownym odebraniu auta.
czyżby studzienka na prostej asfaltowej drodze pokonała Legendę Toyoty? nie, nie, pokonała "mechanika" (cudzysłów znowu nie jest przypadkowy).
Potem krótki epizod z mechanikiem u którego od zawsze serwisowałem swoje auta (osobowe ) tutaj pomimo totalnej fuszerki (jak się później okaże) stała się rzecz bardzo dobra, części do tego zabiegu kupiłem w znanym na tym forum warszawskim warsztacie z modlińskiej. Auto po raz kolejny odebrane od mechaniora, nie prowadziło się wcale dlatego umówiłem się już na modlińskiej na sprawdzenie auta, no i podsumowanie opieki dwóch mechaników i niby "dużym remoncie" znajduje się na liście bolączek, ale jedna podstawowa, nie ma geometrii.
albo jakieś cuda, albo po prostu zostałem okradziony, po dużej batalii z poprzednimi "mechaniorami" udało się odzyskać kasę, znaczy będąc precyzyjnym zapłacili za powyższą listę.
Słyszałem pewne stwierdzenie odnośnie zakupu aut 4x4, podobno trzeba zawsze przyszykować 3 kupki $.
kupka$1 - zakup, kupka $2 - odszczurzanie, kupka $3 - doposażanie.
Myślałem że pierwsze dwie mam już za sobą, jednak jak pokazują poniższe zdjęcia szczeciński "niezależny importer" zrobił mnie w większe jajo niż mi się wydawało.
i wiele więcej przykładów spowodowało, że trzeba było albo zepchnąć auto do wisły, albo pójść na grubo. Jak pisałem na początku 4r 3rd nie chce zamieniać na nic innego więc decyzja zapadła.
Tylko znaleźć specjalistę co zrobi to dobrze i kompleksowo, tutaj wielkie podziękowania dla Kylona i jego chłopaków, ilość niespodzianek jakie wyszły po drodze zaskoczyła nie tylko mnie ale i ich, ale wytrwałości im nie zabrakło i od paru dni auto znów cieszy.
Poniżej kilka zdjęć:
teraz tylko jeździć jeździć, a na ciąg dalszy jeszcze przyjdzie czas.