Tak sobie czytam ten mój entuzjastyczny powyższy wpis o ASO z Szymkentu, i... no coż, wypada skorygować, coby ktoś się nie naciął.
Otóż panowie rzeczywiście zamontowali mi tam pompę wody, w teorii posprawdzali i poregulowali wszystko. Posiedzieli po godzinach, skasowali niewiele, byli mili i ładnie ubrani....
Ale przy okazji ukręcili gwint w napinaczu paska rozrządu. Wykrył to dopiero mój mechanik. Tu, w Polsce. Kazałem mu ten pasek wymienić, bo w ASO Shymkent nie mieli nowego i założyli stary, a tego - wiadomo, nie powinno się robić. Więc zaordynowałem wymianę.
A tu się okazało po zdjęciu dekla rozrzadu, że pasek latał na luźno, już był zsunięty do połowy, a nie spadł tylko dlatego, że ten dekiel plastikowy go trzymał. Z czymś takim wysłali nas w step, w drogę na 5kkm.
I nawet nie bardzo jest na kogo nafukać, no bo po jakiemu??
Także odwołuję mój poprzedni entuzjastyczny wpis. Na wyprawie trzeba patrzeć mechanikowi na ręce, on zostaje, ty jedziesz. Jak za tys km rozpadnie się jego robota, to tylko ty zostajesz z ręką w nocniku. (Zawsze tak się staram robić, ale tu już była podbramkowa sytuacja z kończącymi się wizami - i stąd to ASO)
Pzdr
L.