Tere fere

Moderator: luk4s7

consigliero
Klubowicz
Posty: 1889
Rejestracja: 17 sie 2008, 22:14
Auto: 4Runner
Kontakt:

Tere fere

Post autor: consigliero »

Aż mi się nie chce wierzyć że się nie obnażyłem wystarczająco z tą wycieczką, ale pamiętam też godzinę pracy przed komputerem jeden ruch i nie zostało nic. Zdjęcia też udało mi się stracić , istnieją tylko te które zachowałem w sieci
Na hiszpańskich papierach, marokańską pistą pizdu lub na hiszpańskich papierach,francuskim szlakiem to tylko garstka przykładów jakimi moja małżonka mogłaby zatytułować relację z naszej wycieczki. O tym jak bardzo pasują do naszych przeżyć niech zadecydują inni, nam w pamięci pozostaną obrazy i miejsca których w żaden sposób nie można ani pokazać ani też o nich opowiedzieć osobom które tam nie były. Jedyne co można to tylko przekazać ideę tej wycieczki w sposób mniej lub bardziej subiektywny. Pozostaje nam mieć nadzieję że forma przekazu okaże się w miarę znośna a na chwilę obecną można sobie pooglądać zdjęcia z których postanowiłem oczyścić wątek z wycieczką swojego kolegi , swój wpis też przeniosę tutaj bo, tego typu wpisy robione na bieżącą bardzo dobrze oddają stan ducha piszącego.
To napisałem 5.11 wieczorem , rano byliśmy w Marjane i na pewno była tam litrowa butelka Long Johna bo najtańsza z tych prawie markowych, pisownię oryginalną zostawiam
"Ja też mam taką podróż, która jest rozliczeniowa , dosłownie i w przenośni. Pojechaliśmy samochodem bo ręka się leczy po wypadku motocyklowym. Samochód przygotowany , zawieszenie , przegląd itd . Startujemy z domu i przed bramkami na autostradę coś z hamulcami , w Katowicach wymiana 5 cylinderków toczenie tarcz i jakieś pierdoły .Coś skrzypi z przodu jak się rusza, ale jedziemy , niemcy, francja , hiszpania , garmin prowadzi przez centrum Walencji. Dziwny hałas z tyłu , pęknięta guma , nowe opony i taki pech . Beata idzie do warsztatu niedaleko , jak wyciągam trójkąt, jakiś śniady przyjaciel pokazuje że niedaleko jest warsztat. Wraca Beata z człowiekiem z serwisu, przejeżdżam na 3 kołach do warsztatu , zmieniamy koło chcę płacić , brak portfela. Dzwonię aby zablokować karty , już są w użyciu 3 razy po 20 EUR każda , stwierdzamy brak jeszcze jednej torby , tej najważniejszej z kasą , książkami i innymi duperelami o których sobie przypominamy gdy są potrzebne. Pytam ukraińców pracujących w warsztacie gdzie jest sklep w którym używają nasze karty Ferro Carille , mówią tu niedaleko . Naiwnie myślę policja i ich złapiemy, tak tylko najpierw trzeba tą policję znaleźć. Jedziemy na komisariat aby zgłosić sprawę ,przejeżdżając obok budynku policji włączają się światła awaryjne , po oddaleniu od budynku wszystko wraca do normy. Parkuję przed samym budynkiem Policji bo wszędzie jest zajęte, oczywiście na zakazie, przed głównym budynkiem garnizonu jest dużo miejsca ale same zakazy i nie widać aby ktoś próbował to złamać . Przez pół godziny gadam z jakimś policjantem z call center w Barcelonie po angielsku , gotowy raport jest drukowany w komisariacie. Podpisuję i idziemy do auta , auto nie odpala jakby wszystkie zabezpieczenia zadziałały , przylatuje jeden policjant z ochrony garnizonu władający angielskim i mówi że to system zabezpieczający , jak go wyłączy to po 5 minutach można będzie próbować. Po 5 minutach żadnej zmiany, już zaczynam kombinować skąd wezwać jakiś serwis , ale żandarm mówi że teraz jeszcze bardziej wyłączy system ochrony i pół godziny można będzie można spróbować odjechać. Siedzimy na krawężniku i straciliśmy już wiarę że uda nam się dojechać na prom w Almerii. Pierwsza próba bez powodzenia, zniechęcony trzaskam drzwiami i naciskam guzik pilota , o dziwo jest reakcja . Otwieram auto z pilota wsiadam i po przekręceniu kluczyka silnik posłusznie startuje. Dojeżdżamy do Almerii telefon, z domu teść wylądował w szpitalu (wznowa) , zaczynamy bić się z myślami czy po tym wszystkim co nam się przytrafiło nie jest rozsądniej wrócić do domu. Po telekonferencji Tomek nasz syn stwierdza że pomoże we wszystkim teściowej. Wypłacamy euro z bankomatu i idziemy kupić bilet, ocalała jedna karta kredytowa oraz bankomatowa Beaty, z oszczędności nie bierzemy kabiny . przecież mamy śpiwory a miejsce się jakieś znajdzie.Przód trochę skrzypi w reakcji na przyspieszenie szczególnie było to słyszalne przy bramkach autostradowych, ale francuscy 4x4 czekający na prom stwierdzają że to niegroźne i żeby się tym nie martwić . Wjeżdżamy na prom zabieramy materace i śpiwory i udajemy się na górę , okazuje się że miejsca do spania tyle co kot napłakał, a my jesteśmy jedynymi białymi bez kabiny. Proszę panią z recepcji że gdyby zwolniła się jakaś kabina to ja bierzemy . Pijemy rum w barze już nawet planując nasze legowisko między ścianą a stolikami gdy podchodzi pani z recepcji i mówi że jest kabina. Widząc że mam zamiar wychylić drinka duszkiem , uspokaja mnie mówiąc że kabina nie zniknie. Udajemy się do recepcji, pani daje nam klucz do kabiny , na nasze pytanie o cenę mówi ,gratis. Ten moment był dla Nas pierwszym pozytywnym sygnałem że będzie dobrze. Rano wstajemy odprężeni , na tyle że idziemy na wycieczkę po Melili, licząc że przyjeżdżając na granicę później unikniemy tłoku

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po porannej kawie jedziemy na granicę okazuje się że przekroczenie granicy w stosunku do poprzedniego razu jest bardziej skomplikowane faktem istnienia tylko jednego okienka przyjmującego dokument czasowego wwozu pojazdu. Na samej granicy dziki tłum nie zdezorientowany brakiem jakiegokolwiek porządku.
Po przekroczeniu granicy jedziemy do Nadoru, aby się zorientować jak będziemy finansować naszą wycieczkę. Mając kartę do bankomatu spróbowaliśmy znaleźć sieci współpracujące. Udało się znaleźć co najmniej 2 z którymi nie było większych kłopotów a ilość podejmowanej gotówki po kilku dniach prób ustaliła się na poziomie 4000 MAD. Skoro sprawa finansowania się wyjaśniła , pozostało wymyślić plan, gdzie tak naprawdę chcemy jechać. W całych przygotowaniach akurat ta część ograniczyła się do skompletowania przewodników, zabrania map oraz wytyczeniu bardzo ogólnego planu. Po przejechaniu pierwszych kilometrów wzdłuż wybrzeża morza śródziemnego , które w tym miejscu nie było specjalnie urokliwe, zatrzymujemy się na obowiązkowy rybny obiad na przylądku Wody.

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Po obiedzie i kawie jedziemy na plażę do Saidy , taki kurort getto, pusty kompletnie o tej porze roku ale mający sklep Marjanie gdzie robimy zakupy ,korzystając z karty bankomatowej (następny plus brak prowizji), postanawiamyy dojechać do Oujdy.
Obrazek

Miasto to nie wyróżnia się niczym szczególnym, jest duże i w miarę nowoczesne , bliskość granicy z Algierią w przeszłości też miała swoją wartość. Wieczorem wychodzimy na miasto i trafiamy na dużą imprezę "II międzynarodowy festiwal parzenia herbaty". Uczestniczyło kilka teamów międzynarodowych i kilka lokalnych , każdy próbując przekonać odwiedzających do swojego sposobu parzenia, tudzież ceremonii przyrządzania i podawania. Wszystkiemu towarzyszyła lokalna muzyka , podejrzewam że było też coś w rodzaju stand-up , ale tego już nie nagrywałem bo ciężko było się domyślić o co chodzi, może pani agitowała za którymś z zespołów.
Obrazek
Szczególnie interesująco wyglądała prezentacja tej pani która wielokrotnie rozlewała herbatę do tych szklaneczek , wlewając ją ponownie do czajnika . Po czwartym kółku miałem przeczucie graniczącą z pewnością jaki jest cel tej dziwnej ceremonii. Pani obok nas potwierdziła nasze domysły. Jak napisałem festiwal był międzynarodowy o czym świadczyły zespoły z Tunezji
Obrazek
Swoich zawodników wystawiła też Mauretania
Obrazek
Nie wspominam o Mali bo na ich stoisku dominowały wyroby z ChRL, resztę stoisk zdominowali miejscowi
Obrazek
Nam z Beatką na szybko przyszedł taki pomysł do głowy, aby w następnym festiwalu wystawić drużynę z naszego kraju , tradycje mamy niezłe a gdybyśmy dodatkowo zastosowali różne dodatki, atrakcyjne i dla nich, to pierwsze miejsce mamy na bank. Ten serek na pierwszym tle był pyszny i jak się okaże później bardzo trudny do dostania.
Obrazek

Obrazek

Idziemy spać w hotelu ala Ibis i po śniadaniu ruszamy dalej na południe w kierunku Fiquig

Obrazek

Przejeżdżając przez miejscowość Ain-Beni-Mathar widzimy lokalny targ i postanawiamy dokonać jakiś zakupów, na pierwszy ogień przyprawy, jedna z nich , ta którą pieszczotliwie nazywam zapach potu, czyli kumin z kolendrą , uderza mnie w nozdrza gdy otwieram jedną z szafek
Obrazek

Obrazek

Obrazek
Na koniec pakujemy daktyle
Obrazek

Wracając do samochodu obserwujemy grubsze transakcje podczas których całe ciężarówki wypełnione owcami zmieniają właściciela. Kontynuujemy drogę na południe , gdy przed miasteczkiem Tendrara zatrzymujemy się do kontroli dokumentów po wymianie uśmiechów oraz pozbyciu się fiszki z naszymi danymi , wjeżdżamy do miasteczka. Przejeżdżając obok stacji benzynowej widzę tankujący motocykl , chwila zastanowienia , ja znam ten motocykl , Mówię Beacie że zawracamy, wjeżdżam na stację i wysiadam kierując się do motocyklisty . Hello Tim mówię z daleka , trzeba było widzieć jego minę , po krótkiej wymianie zdań wszystko jest dla niego jasne.
http://www.ukgser.com/forums/showthread.php?t=241159" onclick="window.open(this.href);return false;
Podobnie jak my planuje nocleg w Figuig tylko jego plany są bardziej off a my na razie się aklimatyzujemy, nie mamy też koła zapasowego co dla Beaty jest ważkim argumentem. Pod drodze mijamy miejscowych mających problem z autem, no a ja przecież mam kable rozruchowe oraz linę i black snake . Wysiadam i na migi dowiaduję się że problem jest w odpaleniu auta. Wytarguję kable i idę do auta szukamy akumulatora , którego najzwyczajniej w świecie nie ma. Mówię że popchamy , po pierwszej próbie wiem że z moją ręką nie mam szans tego dokonać a kloc nawet nie drgnął
Obrazek

Mój pas był krótki ale za pomocą sznurków udało się sklecić hol i po chwili mogli jechać dalej. Na tej drodze widzieliśmy znaki ostrzegawcze uwaga na wielbłądy , ale postanowiliśmy zrobić je później , nigdy nie należy tego robić . Na taki znak natknęliśmy się tylko raz pod koniec naszej wycieczki.
Dojeżdżamy do Fiquig i po zakwaterowaniu w hotelu idziemy na rozpoznanie miasteczka w którym mają być 2 zabytki.
Obrazek
Podczas poszukiwań błąkając się między zabudowaniami , spotykamy miejscową kobietę , która zaprasza nas do siebie do domu na kawę . W domu jest jej małżonek dużo starszy od niej , widać że ona traktuje go jak duże dziecko , on zgrywa szefa a ona mrugając do nas okiem uśmiecha się znacząco. Opowiadamy trochę o życiu , jej dzieci żyją w Kanadzie, widać że ma pojęcie o otaczającym ją świecie. Na koniec wypuszcza nas drugiej strony i już w ciemnościach trafiamy na mikro rynek gdzie toczy się życie miejscowości. Próbuję jakiegoś placka sprzedawanego jak u nas precle i w hotelu spożywam odtrutkę, która spożyta z umiarem ,dobrze robi na sen
Obrazek

A to jest motocykl Tima

Obrazek

Mają rację Ci którzy twierdzą że forum nie jest najlepszym miejscem do zamieszczania relacji
no bo straszne zamieszanie jest , sam już nie wiem gdzie co umieściłem , jak to wyślę to następne odcinki mogą być tylko w formie odpowiedzi. No ale kluczowa sprawa to jak zgrabnie połączyć tekst z fotkami aby nie robić tego on line , bo jak napisałem wcześniej sekunda nieuwagi i wszystko w pizdu poszło.
PozdrawiaM
Ostatnio zmieniony 19 paź 2012, 11:42 przez kylon, łącznie zmieniany 3 razy.
Powód: Przywróciłem Maroko Afryce. Zmieniłem tytuł dodając słowo jakim się woła na kury. EOT

Awatar użytkownika
kylon
Klubowicz
Posty: 18031
Rejestracja: 04 kwie 2007, 21:32
Auto: BJ42
Kontakt:

Re: Marokańską pistą , na hiszpańskich papierach w pizdu

Post autor: kylon »

Fajne. Ciągnij dalej :wink:

Awatar użytkownika
kylon
Klubowicz
Posty: 18031
Rejestracja: 04 kwie 2007, 21:32
Auto: BJ42
Kontakt:

Re: Marokańską pistą , na hiszpańskich papierach w pizdu

Post autor: kylon »

Właśnie - to do Pyrki. Te nawisy skalne w morzu były koło Sidi Ifni.

Zaparka
Posty: 270
Rejestracja: 04 cze 2012, 19:17
Auto: Toyota Sienna
Kontakt:

Re: Marokańską pistą , na hiszpańskich papierach w pizdu

Post autor: Zaparka »

Maroko jest piekne.

Awatar użytkownika
RobertK.
Klubowicz
Posty: 544
Rejestracja: 10 kwie 2007, 10:04
Auto: 4 runner 2LT
Kontakt:

Re: Marokańską pistą , na hiszpańskich papierach w pizdu

Post autor: RobertK. »

Super się czyta i ogląda zdjęcia osadzone w opisie, relacje z kontaktu z ludnością zamieszkującą miejsca w których byliście :)
Wspomnienie zawarte i powracające w formie zapachu z szafki....bezcenne :)

To co zrobiłeś daje inspiracje....kontynuuj proszę :)

Awatar użytkownika
Pyrka
Posty: 3742
Rejestracja: 15 mar 2009, 12:59
Kontakt:

Re: Marokańską pistą , na hiszpańskich papierach w pizdu

Post autor: Pyrka »

Będziemy w Maroku Marku, jak wiesz, przez marne 5 dni i to w styczniu, każde porcja wiedzy zatem przydatna. Nie mam na razie pomysłu innego niż szwędanie się.

Awatar użytkownika
Addams
Klubowicz
Posty: 3856
Rejestracja: 19 lis 2009, 17:35
Auto: FJ40, BJ45
Kontakt:

Re: Marokańską pistą , na hiszpańskich papierach w pizdu

Post autor: Addams »

Marek, już kiedyś pisałem, że jesteś moim ulubionym felietonistą :wink:

consigliero
Klubowicz
Posty: 1889
Rejestracja: 17 sie 2008, 22:14
Auto: 4Runner
Kontakt:

Re: Marokańską pistą , na hiszpańskich papierach w pizdu

Post autor: consigliero »

Ja kiedyś napisałem będziemy ciągnąć do Rissani a głównym celem jest Merzouga. O poranku jest dosyć chłodno
Obrazek
i w oczekiwaniu na śniadanie próbuję wykoncypować trasę na dzień dzisiejszy , zadanie główne jedziemy pistą i należy do tego przekonać Beatkę . Do pomocy dobieram sobie Tima z który konsultuję trasę i obydwoje przekonujemy gazelę że to będzie bułka z masłem. Trasa wiedzie bardzo szeroką doliną którą okresowo pewnie czasem płynie rzeka , ślady jej działalności widać czasem w rzeźbie terenu. Zasadniczo jest płasko i główny szlak jest dosyć widoczny , pogubić się można tylko w miejscach gdzie woda mocniej operowała.
Obrazek

Obrazek

Na samym początku pisty jest post na którym żołnierze sprawdzają dokumenty, trzeba pamiętam że jesteśmy w strefie nadgranicznej a góry z lewej strony to Algieria. Zasadniczo tłuczemy się po kamieniach, niejako na skróty, podczas gdy po prawej stronie od naszej trasy biegnie droga N17 , ale tą drogą jechaliśmy dzień wcześniej .
Obrazek

Z dosyć monotonnego krajobrazu wyrwała nas jedna wioska po drodze i stado wielbłądów przed dojazdem do asfaltu

Obrazek

W rejonie miasteczka Boudnib stajemy na popas i w lokalnej restauracji podziwiamy kolekcję roadbooków 4x4 zgromadzonych przez właściciela. Nie pamiętam co jedliśmy ale chyba było smaczne. Zatrzymujemy się na kawę na przydrożnym parkingu z pięknym widokiem na dolinę rzeki Ziz

Obrazek

Tą dolinę mieliśmy okazję podziwiać już podczas naszej poprzedniej wycieczki do Maroka i zapewniam że widok soczystej zieleni pośród morza kamieni budzi zachwyt
Obrazek
Ocalała też część zdjęć które zdążyłem wywołać i można je podziwiać niejako analogowo z albumem w rękach. Do Rissani dojeżdżamy przed zmrokiem , oczywiście goni nas takich 2 na mopedzie którzy koniecznie chcą zostać naszymi frendami. Pokazują koszulki z RFM challenge który skończył się przed naszym przyjazdem. Nawet rozmawiałem z organizatorem gdy rozpaczliwie poszukiwałem sposobu na finansowanie wyjazdu, po kradzieży. Nie chcieliśmy zbytnio ich pomocy ale nieopatrznie wspomniałem o zepsutej oponie . Następne 2 godziny spędziliśmy w warsztacie gdzie człowiek wykonywał telefony do znajomych, znosił z zaplecza różne gumy próbując je dopasować do naszego auta. W międzyczasie obserwowaliśmy francuzów którzy przyjechali poprawić coś w swoim reno 4 , startującym w jakimś rajdzie na okolicznych piachach. Podziękowaliśmy za pomoc oraz propozycję noclegu , wycieczki na wydmy tłumacząc się że mamy rezerwację w hotelu Panorama. Gdy po ciemku dojechaliśmy do Merzougi udało nam się bez specjalnych problemów dotrzeć do Panoramy, gdzie liczyliśmy na układy w związku z licznymi pobytami polskich motocyklistów. Przejęto nas gościnnie , ale biznes jest biznes i zniżki specjalnie nie utargowaliśmy. Po kolacji podziwialiśmy piękny księżyc na niebie, a o poranku po śniadaniu postanawiam ruszyć na poszukiwanie oazy w której byliśmy poprzednio na wielbłądach
Obrazek

Na razie oczekujemy na śniadanie , a Beatka już przeżywa czekającą ją wycieczkę po piaskach. Usilnie staram się ją przekonać że będziemy jeździć niedaleko no i mam blake snake , odpowiedź była zawsze taka sama , do czego sobie ją przeczepię.
Obrazek

Tam jest ta piaskownica
Obrazek

Oczywiście jako rasowy offroader wiem że należy zmniejszyć ciśnienie, asekuracyjnie zrzucam do 1,8
Obrazek

Obrazek

You know here is lake , and here

Obrazek
Nie daję mu skończyć i rysuję za niego tutaj jest kopalnia a w środku oaza, wyjaśniam że już tutaj byliśmy. Ruszam spokojnie trzymając się krawędzi wydmy , próbując znaleźć jakiś charakterystyczny punkt naprowadzający na oazę
Obrazek

Wjeżdżam głębiej ale już wiem że nie powinienem podejmować ryzyka poszukiwania oazy w jeden samochód , tak naprawdę nie ma żadnych punktów charakterystycznych, a punktów GPS nie posiadam
Obrazek
Stojąc na wydmie zauważam zbliżające się pojazdy , ponieważ poruszają się w naszym kierunku jest szansa na wskazówki. Okazuje się że to grupa francuzów z miejscowym przewodnikiem , który do dzisiaj, co jakiś czas wysyła mi sygnał z Maroka. Mamy zgodę na dołączenie do grupy, w oazie otrzymuję wskazówki co do ciśnienia w oponach , jest zdecydowanie za wysokie 1,4 ma być w sam raz .
Obrazek

Obrazek
Podpytuję o trasę ich wycieczki i okazuje się ona zgodna z naszymi planami , Beatka daje zielone światło mówiąc że w jazda w grupie nie jest dla niej problemem. Podczas poprzedniego pobytu w tym miejscu byliśmy już po wypadku na hamadzie i jazda poza asfaltem była absolutnie wykluczona. Teraz mogłem zrealizować trasę z Merzougi do Zagory bez stresu dla małżonki, gdybym nie znalazł francuzów musiałbym jechać sam a wiem co bym usłyszał wtedy od Beatki. Bernard właściciel Wranglera z automatem i silnikiem benzynowym , postawił tylko jeden warunek , muszę sobie kupić bombę, tak powiedział gdy usłyszał że nie mam zapasowej opony. Resztę dnia spędziliśmy na zabawie w piasku
Obrazek
Odprowadziliśmy francuzów do ich hotelu, skąd ruszyliśmy do Rissani aby kupić bombę , czyli dętkę w sprayu oraz zatankować do pełna co było warunkiem Beatki. Podczas tankowania doszło ponownie do problemów z hiszpanami , tym razem nas nie okradli ale jeden z nich wsiadł do swojego auta włączył wsteczny i zatrzymał się na naszym zderzaku. Nagromadzone emocje puściły i wtedy postanowiłem że nieprędko moja stopa stanie na hiszpańskiej ziemi. Straty na szczęście nie były duże bo na zderzaku widać tylko wgniecenie od kuli haka. Mając wszystko przygotowane wracamy do Panoramy nastawiając budzik na 6.30 bo spotkanie było ustalone na 7.30 , jak znam życie wzięliśmy pewnie coś na sen i położyliśmy się spać . W końcu o poranku zaczynała się w końcu przygoda.

endurance
Klubowicz
Posty: 1442
Rejestracja: 26 gru 2007, 17:59
Auto: Hilux - owocow?z
Kontakt:

Re: Marokańską pistą , na hiszpańskich papierach w pizdu

Post autor: endurance »

ach, och, och
Panorama i wyjazd na Erg Chebbi... i xr-ki na poniższym obrazku z brzydkimi bakami, moja też tam była :)

Obrazek

wspominająco-podziwiający
wojciech endurance
http://www.polkasteam.pl" onclick="window.open(this.href);return false;

consigliero
Klubowicz
Posty: 1889
Rejestracja: 17 sie 2008, 22:14
Auto: 4Runner
Kontakt:

Re: Marokańską pistą , na hiszpańskich papierach w pizdu

Post autor: consigliero »

Proszę zmienić w pizdu na francuskim szlakiem. Krótkie wyjaśnienie co do tytułu
Marokańską pistą - tutaj chyba wszystko jasne
na hiszpańskich papierach, nie miałem prawa jazdy a jedynym dokumentem był paszport i kartka papieru z komisariatu gdzie było napisane o moim prawie jazdy że je miałem
no i ostatnie słowo , dla mnie nigdy nie budziło ono bezpośrednich skojarzeń z organem żeńskim natomiast dobrze określało ducha naszej wycieczki , którą być może dane mi będzie dokończyć a to już będzie dla mnie duży wyczyn, przy moim stanie ducha w ostatnim okresie.
http://pl.wiktionary.org/wiki/w_pizdu" onclick="window.open(this.href);return false;



Panie Janeczku , mam grać?

consigliero
Klubowicz
Posty: 1889
Rejestracja: 17 sie 2008, 22:14
Auto: 4Runner
Kontakt:

Re: Marokańską pistą , na hiszpańskich papierach w pizdu

Post autor: consigliero »

Znaczy ten felieton dokończyć

Awatar użytkownika
kylon
Klubowicz
Posty: 18031
Rejestracja: 04 kwie 2007, 21:32
Auto: BJ42
Kontakt:

Re: Marokańską pistą , na hiszpańskich papierach w pizdu

Post autor: kylon »

Dawaj dawaj

Awatar użytkownika
Addams
Klubowicz
Posty: 3856
Rejestracja: 19 lis 2009, 17:35
Auto: FJ40, BJ45
Kontakt:

Re: Marokańską pistą , na hiszpańskich papierach w pizdu

Post autor: Addams »

Niech napiera!

Remiołek
Posty: 2200
Rejestracja: 16 paź 2009, 00:25
Auto: VW T4 Syncro- Osio?ek, ale jak w domu si? czuj?
Kontakt:

Re: Marokańską pistą , na hiszpańskich papierach w pizdu

Post autor: Remiołek »

Marku, z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy. Zdjęcia i tekst są dla mnie kwintesencją relacji.

Awatar użytkownika
MariuszS
Klubowicz
Posty: 1494
Rejestracja: 27 lip 2007, 10:56
Auto: LJ-79 na do?ywocie
Kontakt:

Re: Marokańską pistą , na hiszpańskich papierach w pizdu

Post autor: MariuszS »

consigliero pisze:Znaczy ten felieton dokończyć
Kończ Waść, wstydu nie szczędź! *) ;-)

- - - -
*) w sensie, że ja wstydzę się, iż blisko dwa miesiące po powrocie nie mam jeszcze przebranych zdjęć... :oops:

ODPOWIEDZ