Włoska włóczęga

Moderator: luk4s7

consigliero
Klubowicz
Posty: 1889
Rejestracja: 17 sie 2008, 22:14
Auto: 4Runner
Kontakt:

Włoska włóczęga

Post autor: consigliero »

Zima jest wyjątkowo ciężka a ja mam chyba doła.Ta wycieczka była częściowo dla poprawy nastroju i ucieczki od szarości dnia codziennego, bo wielkimi krokami zbliżała się zima .Tak więc pewnego dnia w październiku zakrzywiliśmy czsoprzestrzeń i pojechaliśmy na zlot do włochów w rejonie Breści .Znaliśmy właściwie tylko jednego z nich przypadkowo spotkanego w Toskani w 2007 roku. Skoro włochy to nic nie szkodzi temu aby wyjechać wcześniej i ponownie odwiedzić Toskanię. Rozkoszując się ciepłem nie omieszkałem wyrazić tego na forum motocyklowym co cytuję w celu oddania ducha wyjazdu

6.10.2009
Jest 22.00 siedząc na na tarasie agroturystyki ponad miejscowością San Vincenzo, odwiedziwszy zakręconego gościa z http://www.winoispiew.com" onclick="window.open(this.href);return false; popijamy grappę aby strawić późną kolację. Dojazd do Toskani dał nam okazję do pobicia swojego rekordu ilości przebytych kilometrów w ciągu dnia (1100) co było możliwe przy pełnych wykorzystaniu autostrad , pierwszy raz skorzystałem z autostrad w Austrii(motocyklem). Toskania jak zawsze urzekła nas świetnymi winklami na wąskich drogach oraz temperaturą , wypiąłem wszystkie podpinki i dalej ciepło (26 stopni). W zasadzie jedziemy na zlot właścicieli BMW w regionie Breści ale to będzie dopiero w piątek i potraktowaliśmy to jako pretekst do ponownej wizyty w tym urokliwym zakątku świata. Jutro planujemy objechać Elbę , bo niedaleko a czasu mamy mało, pojutrze Cinque terre w rejonie Spezia a w piątek na zlot. Mam nadzieję że wkrótce będzie nam dane opisać co pod pojęciem zlot rozumieją włosi. Plan ramowy jest taki że w 3 dni są trzy wycieczki najdłuższa w sobotę oraz jedzenie i picie.
Księżyc w pełni pięknie odbija się w morzu śródziemnym a klimatu dodaje dźwięk chyba cykad , chociaż brzmią trochę inaczej niż na Hvarze , a może to są żaby?

PozdrawiaM wasz korepondent z Italii
7.10.2009 6.23 am

Marek, to widze ze masz ch..owo. Przykro nam, ale jakos musisz dac rade.

U nas jest bajka. Aktualnie 2 stopnie i pada deszcz, mamy poubierane wszystkie podpinki i przeciwdeszczowki, bo przeciez trzeba ludziom pokazac. Wodki nie pijemy bo przeciez trzeba wstac rano do pracy. W zasadzie rano to zle okreslenie, bo dzieci budza nas o 5.45 w nocy i mowia: "tato kcem na dol sie z toba pobawiac". Trawic tez nie ma co, bo przeciez w radosnym pedzie do dobrobytu kto by myslal o jedzeniu.

Marek, jestesmy z toba. Jestes silny i dasz rade.

Pozdrawiamy,
6.48 am

Drodzy Rodacy , nie przejmujcie się sprawdziłem to specjalnie dla was , to jedzenie makaronu o ósmej wieczorem jest mocno niezdrowe , nie pomaga nawet popijanie po posiłku. Nie przejmujcie się też że dzieci się chcą bawić , kiedyś przestaną i wtedy dopiero będzie ch...wo . Martwi mnie tylko że nic do tej pory nie zrobiliście z pogodą a mieliście tyle czasu .
Wasz

7.43 am

Drogi Nasz
spieszę donieść, że nieprawdą jest jakoby nic nie zrobiliśmy z pogodą. Właśnie postanowiliśmy, że teraz powinno się wyzimnić i wypadać tak abyśmy mogli Cie powitać złota polską jesienią. Chcielibyśmy Cię też przestrzec przed zdradliwym południowym trunkiem zwanym winem. po prostu nie pij tego paskudztwa, wrócisz to na pewno dobrze będzie przypomnieć sobie wspaniały smak naszej wódy.
z utęsknieniem
Oczekujący Powrotu
PS
za oknem 10 st. i leje
8.10 am

Łączę się z wami w bólu i spieszę donieść że tutaj nie wszystko jest takie różowe , na nieboskłonie plątają się jakieś stada baranów które powodują brak przejrzystości w powietrzu , a może to ta ich ichnia berbelucha grappą zwana wymieszana z białym winem którego to podstępnie próbują się pozbyć (musi nadprodukcja jakaś) zamiawiasz mezzo dostajesz litra (no chyba że mezzo to jakiś ichni litr).

Wasz

9.25 am

Nasz drogi Rodaku,

Twe pełne napięcia i adrenaliny zmagania z nieznośną włoską naturą, niezdrową śródziemnomorską dietą i, jak się śmiem domyślać, ze straszną koniecznością zwiedzania regionu sprawiają że chciałbym Cię chociaż z oddali wesprzeć duchowo

U nas życie wyprane z wszelkich ewenementów, sielankowe wręcz. Ja miałem dzisiaj przyjemność jechać rano z Łodzi do Włocławka w malowniczo padającym deszczu oraz miło odpocząć w sympatycznych, acz niezaplanowanych postojach na trasie gdzie z zaciekawieniem przyglądałem się zwinnym i chyżym ekipom rozkopującym drogę po której miałem przyjemność podróżować.

Bądź dzielny, Twa relacja napawa mnie pewnością, że jednak Polak potrafi i że dasz radę.

Oddany Czytelnik

9.10.2009 6.10 pm
Kochani moi znów jesteśmy podpięci do sieci tak, więc wysyłam to co spłodziłem w pustelni dnia 7.10 wieczorem.

Titititatata 7.10 jest 18.00 czasu lokalnego , spieszę przekazać co następuje . Od ostatniej korespondencji minęło kilka godzin i zmieniło się nasze położenie w czasoprzestrzeni względem słońca. Za namową Tomka z winoispiew postanowiliśmy spędzić noc u fajnego gościa na wyspie Elba . Gość z gatunku pozytywnie zakręconych , sprzedał dom w Toskanii i kupił kawałek ziemi na Elbie bez możliwości budowania(15 lat temu) ale miejsce urokliwe. Dojeżdżając do miejscowości San Piero , wcześniej wstąpiliśmy do Napoleona , zadzwoniłem do Sebastiana. Umówiliśmy się na głownym placu w San Piero , nauczeni doświadczeniem wiedząc że o 14 jest ostatnia pora aby coś zjeść zamówiliśmy lokalne makarony. Nasz przewodnik przyjechał i z trudem dogadaliśmy się że jego miejsce nie jest daleko (jakieś 4 km ) oraz kilka razy powtórzył że nie jest TROPPO na moje pytanie czy droga jest dobra i czy nie jest pod górkę. Ruszyliśmy , już po 300 metrach wjechaliśmy w boczną dróżkę wspinającą się w górę , ale twardy beton nie jest zły , martwiło mnie tylko że skuter jedzie tak wolno. Po kilku następnym metrach wjechaliśmy na gruntówkę z małą ilością piachu i idącą trawersem , schody zaczęły się gdy wjechaliśmy na serpentynki wspinające się w górę , to też nie było najgorsze , bo problemem zaczęło być prędkość przewodnika. Na kolejnym zakręcie musiałem się zatrzymać spieszyć Beatę i ruszyć samemu , na szczęściu to było tylko kilka ostatnich zakrętów. Beata dojechała na pierdziawce. Miejsce super , widać że gość jest outsiderem , widok z góry na morze a za plecami widok na pobliskie szczyty górek. Wiemy też że w dniu dzisiejszym nie zjedziemy już do miasteczka co dobrze wpłynie na nasze zdrowie, zarówno psychiczne jak i fizyczne. Prąd jest z generatora , woda zimna i to wszystko za 30 EUR, do dyspozycji mamy domek zrobiony z pakamery wyposażony we wszelakie sprzęty jakby ktoś przyjechał na dłuzszy pobyt to jest to apartament .Oczywiście nie jest to propozycja na lato bo do wody chyba z 10 kilometrów a całość wystawiona na słońce (domek jest w cieniu).Po posesji wałęsają się 2 urocze suczki próbujące wymusić wspólną zabawę, oraz plątają się kury. Jeszcze jedno motocykl na promie przejechał na centralnej bez żadnego zabezpieczenia.

Wasz


Teraz właściwa fotostory

Szybko przebijamy się autostradami i lądujemy w miejscowości Voliera, które słynie z wyrobów z alabastru

Obrazek
ponad górami w oddali można dojrzeć morze śródziemne

Obrazek

Wstępujemy do polaka żyjącego w Toskani opisanego powyżej

Obrazek

Na nocleg zostajemy w agroturystyce niedaleko od przeprawy promowej na wyspę Elba , gdzie mamy zamiar spać u rekomendowanego italiańca.

Obrazek

Obrazek
Ruszamy w kierunku promu podziwiając krajobrazy

Obrazek

Kupujemy bilet i oczekujemy na przeprawę promową

Obrazek

Rozpoczynamy eksplorację wyspy w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Taki widok mamy wieczorek u zakręconego gościa mieszkającego pnad San Piero
Obrazek

O poranku jedziemy do pobliskiego miasteczka na śniadanie i kawę



Obrazek

Obrazek

Ruszamy w kierunku Portoferairo aby zamknąć kółko po wyspie, widok na Portoferairo trochę przymglony

Obrazek

Parkujemy motocykl

Obrazek

I żegnamy wyspę

Obrazek

Poprzednim razem nie zobaczyliśmy podobno jednego z piękniejszych miasteczek Toskani to teraz mamy szansę to naprawić i spacerujemy po gwarnych uliczkach Lucci

Obrazek

Obrazek

Wybór miejsc na coś do zjedzenia duży a próbujemy znaleźć coś ekstra wybór pada na opisane pozytywnie Antico Sigillo. W zasadzie później ciężko jest wsiąść na motocykl , a smak borowików z podanych z polentą niezapomniany

Obrazek
No ale trzeba jechać dalej , zabieramy ciuchy z Informacji Turystycznej i jedziemy przez górki w kierunku Breści

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jest sezon zbioru kasztanów jadalnych to i my zbieramy je po drodze aby przyrządzić sobie je w domu. Mała dygresja , swego czasu sprzedawałem w Krakowie pieczone kasztany jadalne przy ulicy Szewskiej w Krakowie.
Obrazek

Zlot różni się trochę od naszych , mniej picia więcej biesiadowania we włoskim stylu . Atrakcją mogą być wycieczki i wizyta w winnicy produkującej wino musujące metodą tradycyjną , połączona z degustacją

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wizyta nad jeziorem Garda w ramach jednej z wycieczek

Obrazek

Po zakończonym zlocie wracamy do domu poprzez Passo Tonale

Obrazek

Passo Mendola i jedziemy w kierunku Passo Giovio (Jaufenpass)



Obrazek

Obrazek

Gdzie na szczycie podchmielona orkiestra demonstruje swoją miłośc do Tyrolu , może to bylo separatyści. Na chwilę wymieniliśmy tradycyjne nakrycia głowy

Obrazek

Zjeżdżamy w dół podziwiając widoki i czerpiąc radość z winkli

Obrazek

aby w końcu nie korzystając z autostrady przejechać przez Brenner

Obrazek

Później gaz i do domu .

PozdrawiaM
Tak wyglądał zlot oczami włochów

Gałka
Sąd Koleżeński
Posty: 4425
Rejestracja: 05 kwie 2007, 21:04
Auto: HZJ73 3w1
Kontakt:

Re: Włoska włóczęga

Post autor: Gałka »

też byłem 3 lata temu w :http://www.winoispiew.com . Spędziliśmy tam cały tydzień.
W zeszłym roku wracając z Korsyki wstąpiliśmy na 'stare śmiecie" . Niestety wszystko zamknięte; podobno Tomek wrócił do Polski.
Ostatnio zmieniony 13 kwie 2012, 22:21 przez Remiołek, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód: Poprawiłem link.

Gercu
Klubowicz
Posty: 168
Rejestracja: 03 lut 2011, 11:56
Auto: Hilux D4D
Kontakt:

Re: Włoska włóczęga

Post autor: Gercu »

Nie wrócił do Polski tylko przeprowadził się "dwa domy" dalej. Wciąż mieszka w Pino, wciąż można do niego zadzwonić i prosić o pomoc w organizacji pobytu. Jedyne co się zmieniło to przeprowadzka ze "starch śmieci" na nowe.

Marcin

consigliero
Klubowicz
Posty: 1889
Rejestracja: 17 sie 2008, 22:14
Auto: 4Runner
Kontakt:

Re: Włoska włóczęga

Post autor: consigliero »

Teraz zlot ma być na wybrzeżu Amaltifana .

consigliero
Klubowicz
Posty: 1889
Rejestracja: 17 sie 2008, 22:14
Auto: 4Runner
Kontakt:

Re: Włoska włóczęga

Post autor: consigliero »

No i juz po wycieczce, nikt nie mówił że będzie łatwo.
Jakże inaczej wygląda Dubrownik przed sezonem nie wyłączając samej przeprawy promowej. Zgoła odmiennie wyglądało to w sierpniu przed kilkoma laty. Postanowiliśmy odwiedzić Dubrownik bo już nam było wstyd że od czterech lat jeździmy na Hvar a nigdy nie zawitaliśmy do tej perły , bo niewątpliwie jest to perła , ale czy koniecznie w sierpniu i z dziećmi to każdy musi ocenić sam. Ponieważ byliśmy ze znajomą która korzystała z naszego transportu niejako została przymuszona na wycieczkę z nami z powrotem do domu przez Neapol , Monte Casino i inne . Dotarliśmy o poranku i z trudem załatwiliśmy miejsce w hotelu choć oferty z apartmanami zaczynały się na długo przed właściwym dojazdem do miasta. Trzeba przypomnieć że duża część budynków hotelowych leżała w gruzach a nieliczne pozostałe były mocno obłożone. Nasz miał własną plażę i był niedaleko starego grada, co miało być zaletą . Zamiarem było pozostanie na 2 noce i później spokojna przeprawa do pobliskiego Bari.W pierwszą noc otrzymaliśmy w piątkę (3 dorosłe+ 2 dzieci) pokój trzyosobowy, szło wytrzymać , na drugą noc wiedzieliśmy że będziemy się przeprowadzać do pokoju dwuosobowego(oczywiście mieliśmy karimatki). W tym pierwszym nie było problemu aby zaaranżować przestrzeń do spawnia , za to w tym drugim było dużo niepotrzebnych rzeczy jak stolik czy krzesło. Te wszystkie rzeczy trzeba było postawić pionowo jedno na drugim aby zmieściły się karimatki.
Dubrownik to oczywiście stari grad, szybciutko wypadamy na miasto i zaczynamy obowiązkowy obchód murów , z których szybko uciekamy ze względu na prażące słońce w chłodne uliczki. Chłodne nie oznacza w tym wypadku komfortu , jest duszno i trzeba przeciskać się w tłumie turystów. Nasza koleżanka zauważa plakat reklamujący koncert Miszy Maiskiego i uświadamia nas na jaką to atrakcję trafiliśmy , nie bardzo wyobrażam sobie ten koncert w tej temperaturze , ale z informacji wynika że będzie o 23.00 i na dziecińcu jednego z pałacyków. Kupujemy bilety w tym dla dzieci, resztę dnia spędzamy na pałętaniu się po uliczkach odganiając się od naganiaczy próbujących wciągnąć nas do licznych knajp położonych w poblizu głównej ulicy . Krótko przed 23.00 przychodzimy pod wejście i już wiem że łatwo nie będzie , powietrze mimo późnej pory jest ugotowane a przed wejściem kłębią się tłumy , które podobnie jak my zwietrzyły niewątpliwą okazję zobaczenia na żywo słynnego wirtuoza. W środku z trudem można stać nie mówiąc o siedzeniu , zdobywamy 2 krzesełka i na zmianę próbujemy przetrwać ten koncert. Pozytywnym rezultatem koncertu było zakupienie płyty którą można było spokojnien wysłuchać w przyjemnie chłodnym pomieszczeniu. Jeżeli ktoś myślał, że koncert to było najbardzie atrakcyjne wydarzenie tej wycieczki to jest w dużym błędzie. Wszystko przebiła przeprawa promowa do Italii, jeżeli weźmiemy warunki jak na koncercie , dodamy do tego słowiańską niefrasobliwość , południowe temperamenty oraz za małą ilość miejsc dla wszystkich chcących wyjechać z Chorwacji , to otrzymamy mieszankę wybuchową przy której włosi to synonim punktualnych , dokładnych i rzetelnych pracowników.
Teraz to pikuś o 24.00 główna ulica jest pusta, a wjazd na prom odbywa się z marszu i prom płynie praktycznie pusty, temperatura tak minimum 20 stopni a w słońcu pewnie więcej, mam nadzieję że po drugiej stronie temperatury wieczorem oscylują powyżej 15 stopni. Zobaczymy.
Po 4 godzinach rejsu zaczynam się martwić czy aby motocykl się nie przewróci, w tym zakresie nic się zmieniło od lat. Motocykl jest zastabilizowany sznurkiem a statek dosyć konkretnie pracuje na fali . Statek to stary znajomy sprzed lat M/S Dubrovnik , płynęliśmy nim z Rijeki do Starego Gradu , z Ancony do Splitu i mam nadzieję że załoga ma więcej doświadczenia niż załoga promu pływającego na linii Split- Stary Grad, na którym to załoga stwierdziła że nie będzie mocować motocykla wystarczy go postawić na centralce. Tylko przypadek sprawił że w momencie przybijania do portu byliśmy blisko motocykla , to znaczy Beata była a ja przyglądałem się manewrom kapitana którego poczynania można było obserwować przez szparę w górnej furcie. Już na pierwszy rzut oka widać było że kierujący próbuje trafić w nabrzeże po obserwacji budynku przesuwającego się w lewo i prawo no i byłem prawie pewien że prędkość jest ciut za duża jak na podchodzenie do nabrzeża. Byłem prawie pewien ale wydawało mi się to niemożliwe aby powierzyć statek żółtodziobowi (choć swego czasu głośna była sprawa zaparkowania jednego z nowszych promów Marco Polo , na małej wysepce) i gdy nastąpiło uderzenie w brzeg , motocykl dostojnie zeskoczył z centralki Gdyby nie Beata która podstawiła biodro blokując chwilowo opadanie , moje przytrzymanie kierownicy z drugiej strony niewiele wnosiło, pomoc nadeszła od przygodnego pasażera który pomógł go ustabilizować . Piszę trochę z nudów bo do Bari jeszcze 3 godziny , policzyłem wszystkich pasażerówi jest nas 2 facetów i matka z 2 dzieci. Podobno jest nowy rozkład i teraz Jadrolinija pływa 4 razy w tygodniu na tej trasie . Dodatkowy rejs jest we wtorek o 22.00 z Dubrownika powrót do Dubrownika w środę o 22.00, reszta bez zmian czyli wypłynięcie z Dubrownika o 13.00 w czwartek, piatek i sobotę , wypłynięcie z Bari o 22.00 w czwartek , piątek i sobotę.
Dosyć dygresji pora na kilka szczegółów i wrażeń z jazdy. Start z Krakowa 29.3 dosyć późno bo około 16 udało się zakończyć pracę i ruszyć w drogę . Do granicy z węgrami nic szczególnego , tylko to że jazda odbywała się po zmroku, skorzystałem z obwodnicy Budapesztu z zamiarem znalezienia noclegu za stolicą . Znalazłem o 23 w rejonie miejscowości Paks jazda w temperaturze 5 stopni z mżawką. O poranku było 6 i skoczyło do 10 stopni po 9.21 zrobiło się cieplo no i było słoneczko. Do Sarajewa nic ekscytującego a odcinek do Dubrownika już trochę bardziej ze względu na przekraczenie kilku pasm górskich , szczególnie widokowy jest park narodowy Sutjeska. Na 40 km przed Dubrownikiem dopadła mnie ulewa która na pobliskich szczytach była burzą z piorunami temperatura spadła do 6 . Po zmroku ląduję w Dubrowniku przy temperaturze 14 stopni i ruszam coś zjeść na mieście. Następny dzień to oczekiwanie na prom i już po drugiej stronie przelot na miejsce zlotu autostradą , szkoda że po ciemku bo po pierwszych 60 km prostej zaczęła się jazda po zakrętach co nie były takie zabawne no i temperatura spadła do 6 . Zlot zaczyna się wycieczką wzdłuż wybrzeża i pierwsze kilometry pokazują że dużo nie pojeżdżę , grupa jest duża i nie do ogarnięcia ze względu na charakter miejsca , wąska droga , świetna dla małej grupy jest koszmarem dla grupy , przejazdy przez liczne zatłoczone miasteczka to drugie , ale jest ciepło czasami zaczyna być wręcz duszno. W następny dzień tworzymy małą grupkę i robimy własny plan na wycieczkę ale najlepsze jest na zakończenie dnia czyli wyjazd na górę wzoszącą się nad hotelem Monte Faito, podjazd wykonujemy zmiasteczka czyli Castellamare di Stabia z którego wiedzie wąska dróżka o charakterze lekko off, zjazd jest jeszcze lepszy bo daje okazję pełnego wykorzystania założonych opon , tak a propo ich zamykania. W niedzielę powrót wybieram opcję Monte Casino i interiorem w kierunku Wenecji , planowałem że dotrę tam w miarę wcześnie. Po przejechaniu parku narodowego d'Abruzzo oraz Gran Sasso(tutaj motocykl przekroczył 100000 km przebiegu) nie starczyło mi czasu aby kontynuować dalej w kierunku Ancony , odbiłem w kierunku Ancony i dotarłem do niej autostradą , mając nadzieję że może jakiś prom płynie na drugą stronę , z nadziei nici to kontynuowałem w kierunku Wenecji już jadąc bezpłatną drogą via Adriatica szukając noclegu , znalazłem w Riminii . W poniedziałek ruszam w kierunku domu jadąc dalej drogami bepłatnymi , na których co prawda są ograniczenia , ale nikt na nie nie zwraca uwagi , co daje mi piekny czas dotarcia do Słowenii. Tutaj mam fajną jadę w kierunku przełęczy Vrsić , ale już na horyzoncie zbierają się chmury. W Austrii lokalnymi drogami mam zamiar dojechać do Znojmo ale po krótkiej chwili dopada mnie deszcz i jadę już z przerwami w deszczu oraz niskiej temperaurze, do Znojma nie dotarłem tylko nocuję w Purgstall przed Dunajem. Teraz GPS pisze że będę o 13.15 w Bielsku aby zostawić motocykl w serwisie, ale jeszcze prysznic śniadanie i pakownie to pewnie wyjdzie 15 , zobaczymy. Ogólnie wyjazd był udany , ale to jeszcze ciut za wczesna pora na jazdę , a jeżeli chodzi o Amaltifanę to raczej już nigdy tam się nie wybiorę, bo za dużo ludzi i zbyt ciasno jak dla mnie. Wycieczka dołoży pewnie około 3500 km , uszczelniacz przy przekładni się poci , ale robi to już od ponad 10 tys km i związane to jest też z temperaturą ogólną powietrza , jak ciepło to się poci.
P.S. Zakładam podpinki bo pogoda niewyraźna
P.S. 2 W sumie dojechałem do domu prawie suchy tylko trochę wyziębiony

consigliero
Klubowicz
Posty: 1889
Rejestracja: 17 sie 2008, 22:14
Auto: 4Runner
Kontakt:

Re: Włoska włóczęga

Post autor: consigliero »

Kilka zdjęć na zachętę.
Obrazek



Obrazek



Obrazek



Obrazek



Obrazek



Obrazek



Obrazek



Obrazek



Obrazek



Obrazek



Obrazek



Obrazek



Obrazek



Obrazek



Obrazek



Obrazek



Obrazek



Obrazek



Obrazek



Obrazek



Obrazek



Obrazek



Obrazek



Obrazek



Obrazek



Obrazek



Obrazek



Obrazek



Obrazek



Obrazek



Obrazek



Obrazek



Obrazek



Obrazek



Obrazek



Obrazek



Obrazek



Obrazek

ODPOWIEDZ