Nowy odcinek przygód Borysia
Odwiedziła mnie siostra wraz ze swoim chłopakiem. Ponieważ przyjechali na bardzo krótko bo zaledwie jeden tydzień a bardzo chciałem im coś więcej w Maroku pokazać, tak więc rozpoczęliśmy akcję – 5dniowy rajd po Maroku.
Trasa mniej więcej taka:
Na pierwszy ogień poszedł nielubiany przeze mnie Marrakesz. Niestety nawet moja siostra należy do tej większości turystów którym się wydaje, że jak pojadą do Maroka to Marrakesz muszą zobaczyć.
O tym mieście nie będę się rozpisywał bo można całe encyklopedie znaleźć o jego historii, ludziach itd. Najważniejsze to to że już dawno temu znalazłem bardzo fajny parking (10 Dirhamów) na tyłach meczetu Kutubija, który jest dokładnie naprzeciwko najsłynniejszego placu Jamal Al Fama. To na tym właśnie placu przez cały dzień można zobaczyć zaklinaczy węży, tańczące grupki arabów i arabek, kolesi z małpami złapanymi w górach cedrowych, napić się za 3 dh soku pomarańczowego wymieszanego z lodowatą wodą (tym co mają wrażliwe żołądki odradzam), panie mogą sobie dać wysmarować jakieś sexy tatuaże z henny na rękach i to wszystko przy akompaniamencie muzyki z marokańskich piszczałek.
Pod wieczór na placu rozkładają się stragany z jedzeniem i zaczyna się prawdziwe ucztowanie. Oprócz tradycyjnych marokańskich potraw (które już opisywałem) można zjeść gotowane ślimaki i dla prawdziwych hardkorów – móżdżek – prawdopodobnie barani
No i żeby nie zanudzać kilka fotek z Marrakeszu:
Warto wykupić sobie przejazd przez całe miasto autobusem – takim czerwonym z otwartym dachem w stylu londyńskim. Kosztuje to dość sporo bo aż 300dh ale dostaje się słuchawki (coś tam z taśmy nawet logicznie opowiadają o mieście) i co ważniejsze plan miasta z przystankami. Bilet ważny cały dzień więc można wysiąść na dowolnym przystanku, pozwiedzać okolice i wsiąść do kolejnego (a jeżdżą chyba co 30 minut) i kontynuować zwiedzanie. Jak ktoś przyjedzie tam rano i będzie chciał sobie pozwiedzać całe miasto to najlepsza opcja.
Po Marrakeszu był nocny rajd przez góry Atlas w totalnej mgle. Aż dojechaliśmy do Ait Ben Haddou. Tam udaliśmy się od razu do hotelu – Defat Kasba. Czobi wie o czym mowa
bardzo fajny klimatyczny hotelik i dodatkowo jest miejsce na camping, jak również można spać na hotelowych tarasach. Ponieważ byłem tam już któryś raz z kolei, a wiedząc że nadciągają kolejne wycieczki ugadałem się z obsługą że na hasło „Wojtek z Casablanki” będzie zniżka
tyle mogłem zrobić. Jakbym miał klubowe naklejki…. i my mielibyśmy jakieś karty identyfikacyjne, to można by zrobić więcej. Dotarcie tam jest mega proste. Wjeżdża się do miejscowości Ait Ben Haddou od strony południowej (od strony Ouarzazate) i jedzie aż do samego końca wioski i kawałek dalej do mostu. Ten hotel jest po prawej stronie tuż przed mostem.
Defat Kasba
Na drugi dzień na pierwszy ogień poszła Kasba w Tamdaght. To dość stara budowla która należała kiedyś do sułtana (w tym znaczeniu chodzi o coś w rodzaju naszego Wójta). Przyjmował tam interesantów i rozwiązywał ich problemy – towarzyszyło temu również wręczanie prezentów sułtanowi
tak więc im lepszy prezent tym lepiej rozwiązany problem, a ponieważ był również w swoim regionie kimś w rodzaju sędziego więc domyślcie się od czego zależał „sprawiedliwy” werdykt. Później kasba została zamieniona w więzienie, którym była jeszcze na początku XXw. Następnie jeden z generałów ówczesnego króla dostał ją w prezencie za zasługi (tylko nie wiem jakie) i dzięki temu należy teraz do rodziny która kasuje za zwiedzanie popadającego w ruinę obiektu. Warto ją zobaczyć bo już niebawem prawdopodobnie się to wszystko zawali. Cena różnie – ja kiedyś zwiedzałem za 10dh a teraz zażądali 20dh. Ale teraz mogliśmy zobaczyć też część ruin i ogród. Ruiny to pozostałości po spichlerzu. Z ciekawostek to kręcone tu były jakieś sceny z Gladiatora i cały włoski Big Brother (chyba jakaś wersja extreme big brother
– już widzę jak taka nasza Jola Rutowicz z tipsami się lansuje w Kasbie)
Kasba
Po kasbie pojechaliśmy zobaczyć ksar w ait Ben haddou – to z kolei jest miasteczko ułożone na stoku jednej góry, kiedyś były tu ufortyfikowane spichlerze, potem zaczęli tu mieszkać a teraz kręcą tu filmy. W pobliżu jest miasto Ouarzazate gdzie jest całe studio filmowe gdzie często są realizowane zagraniczne produkcje. To też warto zobaczyć, chociaż żeby się tam dostać to albo przekracza się rzekę na plecach osiołka albo na bosaka. Siostrze się już nie chciało tam łazić więc nie sprawdzałem gdzie jest zjazd do wody żeby tam podjechać autem – ale obiecuje, że tą sprawę w przyszłości zbadam
Ksar
Po drodze w kierunku na Agadir jest fajna stacja benzynowa zrobiona na potrzeby horroru „The hills have eyes” który był tam kręcony.
Stacja
Kolejnym punktem programu była jazda aż do Fort Bou Jeriff – opisywałem wcześniej. Tam spędziliśmy dwa dni na jeżdżeniu po okolicach od Fortu Aoreora do Sidi Ifni.
Próba wykrzyżu na pistach
Tą trasę też opisywałem już wcześniej. Najważniejsze zdarzenie miało miejsce po dwóch winach na campingu kiedy to okazało się że pozamykałem auto a kluczyki leżą na tylnej kanapie w środku. Ponieważ postanowiłem za wszelką cenę nie wybijać szyby, walczyłem pół nocy z jednym śrubokrętem żeby się dostać do środka. Potem się poddałem i poszedłem spać
a sen przyniósł rozwiązanie problemu i teraz mogę Wam powiedzieć że takie bryki jak 80tka to ja otwieram w 30 sekund
W drodze powrotnej zrobiliśmy postój na wspomnianej już kiedyś plaży Legzira. Z tą tylko różnicą że wjechałem na plażę. Ciężko się manewruje wśród hotelików i knajp które tam postawili. Ale warto.
Plage Legzira
Później omijając Agadir obwodnicą wjechaliśmy na drogę wzdłuż wybrzeża i kolejny przystanek był w Essaouirze.
O tym mieście nie pisałem wcześniej zbyt dużo więc warto się na nim skupić.
Miasto założone w XVw przez Portugalczyków to kolejne w Maroku miasto portowo-warowne. Oczywiście dzieje miasta są takie że przechodziło z rąk do rąk na przestrzeni lat, ale jak ktoś wnikliwy to zapraszam do przewodnika – wszystko tam opisane
.
Czasy teraźniejsze są takie że europejczycy umiłowali sobie to miasto. Wykupili większość riad i pozamieniali w hotele. Od tego czasu noclegi w tym mieście stały się mega drogie. Ale na szczęście jest kilka perełek
Ale po kolei. Auto zostawia się gdziekolwiek pod murami miasta. Jest pełno parkingowych którzy kasują 30dh za noc i „pilnują” potem auta. Niektórzy nawet dają kwit z wpisaną datą
kiedyś miałem obawy ale teraz widzę że ogólnie Maroko jest dość bezpieczne pod tym względem i auta można śmiało zostawiać w takich miejscach. Chociaż słyszałem o przypadkach kradzieży ale motorów i w Agadirze. Przy parkingach czekają kolesie z wózkami i jak ktoś ma sporo bagażów to wrzuca się je do wózka i heja w pogoni za tragarzem przez całe miasto. Tragarze również znają sporo riad gdzie można spać ale nie polecam. Najczęściej to słaba dzielnica Melleh (ci co uważnie czytają moje wpisy wiedzą już że to dzielnica żydowska). Po zmroku lepiej tam nie łazić – pełno narkomanów i pijaków – upodobali sobie to miejsce i załatwiają tam swoje narkotyczne szemrane interesy. Poza tą jedną dzielnicą cała reszta miasta jest naprawdę fajna. Labirynt małych uliczek, pełno sklepów i straganów. Jakieś małe podwórka z kawiarniami i muzyka. Super miejsce.
Ja znalazłem kiedyś wraz z moją ładniejszą połową mały hotelik Riad Nakhla, 2 rue Agadir. Ciężko tam trafić bo ulica Agadir to jakaś wąska uliczka wijąca się pomiędzy Avenue Oqba Ben Nafii a Rue du Caire. Ale polecam to miejsce bo jeszcze jest niedrogo i czysto. Nocleg 300dh za pokój 2os. Śniadanie 25 dh na łeb ale nie trzeba tam wcale jeść śniadania. Chociaż podają je na tarasie na dachu riady. Obok na murku siedzą ogromne albatrosy i mewy i wpatrują się w wasze masło
nie wiem czemu ale te ptaki to uwielbiają
Ale wróćmy do zwiedzania. Od strony morza (a w zasadzie oceanu) jest port. Nawet tam widać pozostałości portugalskich fortyfikacji. Warto tam zaglądnąć. Są tam doki remontowe gdzie stoją ogromne kutry – wszystkie drewniane. Przy molo stoją te które jeszcze mogą pływać (albo nie mogą ale jakoś jeszcze pływają) a także małe niebieskie łódeczki rybackie.
W tym mieście też kręcono filmy m.in. „Aleksander” i „Królestwo Niebieskie”. Z ciekawostek to koncert Jimiego Hendrixa na plaży przy starym mieście, po którym rzeczony chciał kupić całe miasto
Pierwszą knajpą przy plaży idąc od strony portu jest „Chalet de la plage”. Fajne miejsce ale drogie. Właścicielem jest jedna rodzina Portugalczyków od 3 pokoleń. Miejsce ładne bo z widokiem na plaże i port. Ale są tu są wszędzie fajne i klimatyczne knajpy.
Wg mnie najfajniejszą odkrytą knajpą jak do teraz to „l’Horloge” umiejscowiona w byłej synagodze
przy takim małym placyku zwanym Chefchaouni.
Essaouira
No i to by było chyba na tyle z dzisiejszych opowieści. Potem w drodze powrotnej zahaczyliśmy o El-Jadide ale ją również już opisywałem. Ponieważ byłem w opisywanych miejscach już kilka razy więc zdjęcia które zamieszczam są nie tylko z tego wyjazdu ale również i z innych.