SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Moderator: luk4s7

Grunthor
Posty: 53
Rejestracja: 15 lis 2012, 10:04
Auto: Suzuki
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: Grunthor »

Mam identyczne odczucia odnośnie Istambułu. Ale sytuacja z żandarmami mnie zaskoczyła :shock:

Awatar użytkownika
wista-wio
Klubowicz
Posty: 697
Rejestracja: 05 lut 2009, 21:59
Auto: BJ42 3,4D / BJ42 3B / BJ45
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: wista-wio »

turecki kwiatuszek
turecki kwiatuszek
DSC00223.JPG (98,87 KiB) Przejrzano 5246 razy
Granicę i przejście zarówno tureckie jak i odprawę bułgarską pokonaliśmy bez najmniejszych przeszkód bardzo szybko i sprawnie. Ani Turcy a tym bardziej Bułgarzy nie kopali w naszych ciuchach nie sprawdzali bagaży podbili pieczątki w paszportach sprawdzili zdjęcia oświetlili nasze zarośnięte gęby światełkiem ledowym i dalej w drogę. Tuż za przejściem w przydrożnej gospodzie zjedliśmy posiłek, po ogromnej misce gulaszu. Byliśmy tak głodni, że nie bardzo nas zastanawiało z jakiego mięsa jest przyrządzony. Był bardzo ostry i smaczny , Paweł tylko dwa razy prosił o porcję dodatkowego chleba, a ja z lodówki pobrałem cztery butelki wody mineralnej. Bułgarię przejechaliśmy bocznymi dróżkami bez przeszkód. Tym razem nie kierowałem się na przejście promowe z Rumunią tylko mostowe. I tutaj bez problemu przejechaliśmy granicę i przejście graniczne, nim znaleźliśmy się w siedmiogrodzkim państwie. Jak tylko zbliżyliśmy się do pasma Karpat , rozpoczęła się burza. Ale nie taka zwykła z deszczem i paroma grzmotami. Niespodziewanie zewsząd otoczyło nas piekło ulewy połączone z całym festiwalem błyskawic. Był to istny pokaz fajerwerków wychodzących z nieboskłonów doprawiony trzaskiem grzmotów. Z nieba nie padał deszcz tylko duch wody i miriady wylewał cały ocean gwałtownej nawałnicy na mały skrawek świata. Tony wody spadały na ziemie z siłą tajfunu niszcząc na swojej drodze wszystko. W szczerym polu zatrzymałem auto jak wielu mi podobnych kierowców w nadziei przeczekania potwornego niebieskiego upustu. Wręcz lądowego sztormu, gdyż przypominało to wszystko potężne wielkie tsunami napierające na świat. Zresztą lecąca z góry woda i tak uniemożliwiała jazdę ponieważ samochód z mozołem przebijał się przez pionową taflę zmasowanych opadów. Nic nie było widać , takiego zjawiska nigdy wcześniej nie widziałem. Trwało to wszystko około dwie godziny, strugi deszczu i ogromne błyskawice naprawdę wyglądały groźnie. Samochód nasz przeciekał każdą szparką, każdą szczeliną woda wdzierała się do środka. Paweł zdążył zabezpieczyć przed zalaniem mapy GPS-y, żarcie a i tak cukierki i chipsy doszczętnie nam zalało. My też byliśmy cały mokrzy. Jednak to co potem dane nam było oglądać i przeżyć było czymś wstrząsającym i zrobiło na nas ogromne wrażenie. Widzieliśmy prawdziwe zgliszcza i ogrom szkód jakie poczyniła nawałnica, oglądaliśmy tragedię ludzką przez dziesiątki kilometrów. Całe wsie zalane wodą , powalone domy wyrwane trakcje elektryczne zerwane mosty, drogi asfalty wprost zniesione przez pędzącą wodę. Gdyby nie auto terenowe i napęd na cztery koła nie dało by rady przejechać. W pokonaniu zgliszcz pomogło nam jeszcze to że jechaliśmy natychmiast po nawałnicy za nami dopiero ruszyła cała nawałnica błota i wyrwanych drzew tarasując przejazd niesiona z wysokich Karpat wraz z błotnistą lawą. Byliśmy w środku, w oku cyklonu potężnego kataklizmu który dotknął podgórze Karpat. Droga była wyjątkowo trudna i mozolna posuwaliśmy się w żółwim tempie dopiero gdy wjechaliśmy w kamienne wysokie Karpaty sytuacja zaczęła się polepszać, tutaj opad deszczu był mniejszy i nie poczynił tak wielkich strat i zniszczeń jak na przedgórzu. Ale gdzie tu rozbić obóz i gdzie przenocować ? W małym przydrożnym moteliku nie było już miejsc , a właściciel zapewnił nas że na przestrzeni kilkudziesięciu kilometrów nie znajdziemy wolnego pokoju w przydrożnych pensjonatach. Telefony mu się urywają a turyści odpoczywający i wędrujący po górach masowo i szczelnie wypełnili miejsca noclegowe we wszystkich hotelach hotelikach pensjonatach i motelach. U niego także, dodatkowi turyści których zaskoczyła nawałnica śpią na dostawkach i materacach. Na moje zapytanie i prośbę pozwolił rozłożyć namiot na parkingu przy motelu. Zresztą na nic więcej nie liczyliśmy. Zaprosił nas na kolację, ale zjedliśmy ją ze swoich zapasów razem z dwoma psami , które w podzięce za strawę pilnowały naszego obozowiska całą noc.
Załączniki
po ulewie
po ulewie
DSC00252.JPG (57,72 KiB) Przejrzano 5246 razy
obóz w Karpatach
obóz w Karpatach
DSC00263.JPG (91,29 KiB) Przejrzano 5246 razy

Awatar użytkownika
wista-wio
Klubowicz
Posty: 697
Rejestracja: 05 lut 2009, 21:59
Auto: BJ42 3,4D / BJ42 3B / BJ45
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: wista-wio »

DSC00271.JPG
DSC00271.JPG (70,06 KiB) Przejrzano 5275 razy
Karpacki poranek przywitał nas mgłą. Góry spowite były, białym gęstym puchem i nie było szans zobaczyć choćby skrawek nieba , które teraz wisiało kilkanaście metrów nad ziemią. Zapowiadał się dżysty dzień, wilgoć osiadała na wszystkim nie pozwalając przeschnąć zalanym wczoraj ciuchom. Ale w namiocie śpiwory materace i koce o dziwo były suche. Ani Pawłowi ani mnie nie chciało się schodzić na dół , leżeliśmy w ciepłych śpiworkach i wspominaliśmy przygody naszej podróży. Wracały wspomnienia syberyjskich wiosek , mongolskich jurt. Kuchni wielu krajów i narodów które przyszło nam kosztować. Pyszna syberyjska zupa rybna ucha i mongolskie mięso wykopane z ziemi, rosyjskie szaszłyki ze schabu świńskiego i to że Paweł wchłonął ich prawie dwa kilo, gruzińskie wspaniałe czinkari i turecki gulasz z koziny. Wszedł na zawsze w nasze nosy i zapadł na wieki w naszych zmysłach zapach owoców słonecznego Dagestanu i słodkich melonów Czeczeni. I to jak zgubiliśmy się w górach Nurru i nadłożyliśmy drogi przez nieuwagę Pawła do miejscowości Daviri. Syn z kolei nie omieszkał mi przypomnieć braku paliwa, zgubionych dokumentów i to że o malutki włos nie utopiłbym auta na dnie wyschniętego jeziora. Po chwili Paweł wstał i pogonił mnie ; dobra ojciec ! jeszcze dwa dni i jesteśmy w domu , wstawaj ojciec jedziemy dalej. Wstaliśmy… ale ani mnie ani Pawłowi nie chciało się przyrządzać śniadania. Zażyłem leki popijając colą, Paweł w tym czasie złożył namiot ja poskładałem stoliki. Popatrzałem na zegarek w komórce i zdziwiła mnie godzina, dopiero dochodziła ósma. No tak od dwóch dni nie przestawiłem zegarka, pomyślałem a zmieniliśmy dwie strefy czasowe. Paweł wzruszył tylko ramionami i pogonił mnie byśmy już ruszali, gdy zamykałem drzwi podbiegły do nas dwa rumuńskie psy, towarzysze wczorajszej kolacji. Pewno liczyły na śniadanie , skwitował ich miny Paweł i jeszcze raz mnie pogonił bym już ruszał. Nie łatwo jest we mgle przejechać bezpiecznie rumuńskie Karpaty. Po dwóch godzinach jazdy Paweł zaczął marudzić i przypominać o tym że jeszcze nie jedliśmy śniadania. Zbliżaliśmy się do szczytów, z żółtej torby wyciągnąłem paczkę chipsów. Była tak wymięta że na poczęstunek i zjedzenie chociażby jednego opłatka ziemniaczanego nie było mowy. Paweł na trzy razy wsypał sobie okruchy paprykowych chipsów do ust , zapychając się nimi zupełnie. Zapił pół litrem coli suchość w gardle, ale na szczęście przestał marudzić. Gdy z gór krętą ścieżką dojeżdżaliśmy do małej rumuńskiej wioski wyszło słonko. Szukajmy knajpy ojciec… powiedział Paweł i w tym momencie wskazał małą drewnianą chatkę z dużym zadaszonym tarasem na którym rozstawione były stoliki. Rumuńska karczmarka nie rozumiała nas ni w ząb. W końcu sięgnęła do zamrażalki i wyciągnęła dwie cienkie i długie kiełbaski. Paweł z uśmiechem pokiwał głową. Byłem pewnym, że pani gospodyni poda nam po dwie kiełbasy. Jakież było nasze zdziwienie gdy na jednym i drugim talerzu było ich po tuzinie parujących rumuńskich frankfuterków. Ja dałem radę ośmiu Paweł zjadł swoje dwanaście i z apetytem dokończył moją porcję. Czyli wchłonął szesnaście długich na trzydzieści centymetrów każda, to około pięć metrów kiełbasy… chyba był głodny. Do tego cztery bułki , która jedna mała wielkość i kształt naszego zakopiańskiego chlebka. Po bardzo treściwym śniadaniu i paru godzinach jazdy znaleźliśmy się na Węgrzech w okolicach Debreczyna. Robiąc zakupy w Tesco poczuliśmy się jak w domu. To były nasze ostatnie zakupy i ostatnia aprowizacja naszej wyprawy, każdy wybierał sam co zje na kolacje i na co ma ochotę. Paweł wybrał dwie długie laski węgierskiego salami i pyszny serowy placek , ja miałem ochotę na gulasz węgierski kupiłem plastikowe pudełeczko wypełnione tym miejscowym smakołykiem. Do tego ze dwa kilo różnego rodzaju papryk dokupiliśmy wina dla Staszka, a dla babci Clorox podobno najlepszy wybielacz na świecie a w Polsce jak na złość niedostępny. Plan dzisiejszego dnia był prosty dojechać za Eger w okolice miejscowości Szilvasvarad i poszukać pola namiotowego. To będzie nasza ostatnia noc syberyjsko mongolskiej wyprawy. Zadanie wydawało się proste i jak się okazało nie było trudnym wyzwaniem.
Załączniki
WP_000317.jpg
WP_000317.jpg (107,06 KiB) Przejrzano 5275 razy

Awatar użytkownika
wista-wio
Klubowicz
Posty: 697
Rejestracja: 05 lut 2009, 21:59
Auto: BJ42 3,4D / BJ42 3B / BJ45
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: wista-wio »

na węgierskim campingu
na węgierskim campingu
DSC00281.JPG (127,05 KiB) Przejrzano 5247 razy
Ilekroć jadę przez Pusztę zawsze jestem oczarowany tym miejscem. Nie inaczej było i tym razem , rozkoszowaliśmy się pięknymi widokami tej niesamowitej węgierskiej równiny. Jak za każdym razem nad głowami przelatywały klucze gęsi, żurawi i czapli i dziesiątków innych gatunków. Piękne liczne tabuny dzikich koni i stada krów rudle owiec robiły wrażenie naturalnego bytu części tego wspaniałego ekosystemu, absolutnie niczym nie zakłóconego . Nawet wielkie stodoły z dachami o słomianych strzechach tu na Puszcie stają się stałym elementem przyrody. To piękna przyrodnicza kraina pośrodku zurbanizowanej europy. Słońce jeszcze było wysoko na niebie jak wjechaliśmy do małej miejscowości Szilvasvarad. Węgry ilekroć je z chłopcami odwiedzaliśmy zawsze miały dla nas sporo słońca i piękną pogodę, i tak było tym razem. Bez najmniejszego problemu Paweł znalazł zaciszny kamping ukryty wśród drzew. Okazało się że właściciel mówi po polsku i nie musimy się wysilać ja po rosyjsku a Paweł no cóż,… Paweł i tak cały nasz pobyt na kampingu mówił po angielsku. Gdyż obok nas rozłożona namiotem była cała rodzina Holendrów, a młodzi chłopcy byli bardzo ciekawi naszego auta naszej wyprawy i nas samych. Wszystko to Paweł musiał im ze szczegółami opowiedzieć, ja w tym czasie uzupełniłem pamiętnik wyprawy, poukładałem rzeczy w samochodzie i zrobiłem porządek w bagażach. Wszak do domu pozostało nam niespełna trzysta kilometrów. Pierwszy raz od kilku tygodni wykąpaliśmy się w prawdziwej łazience z ciepławą wodą. Nie licząc syberyjskiej bani w Wierszynin i górskiej kąpieli w kamiennej wannie to była pierwsza gorąca kąpiel naszej wyprawy, a już na pewno jedyny prysznic. Rozłożyłem stoliki, i zasiedliśmy do posiłku. Nie trzeba było grzać wody wyciągać palników, kelerków, garów i wszystkich kuchennych maneli. Węgierski kamping we wszystkie te poręczne przedmioty był wyposażony, posiadał także Internet i bezprzewodowe WiFi które bez problemu odbierał nasz tablet i smartfon. Pogoda była piękna , spokój i cisza wokół nas. Dało się jednak wyczuć podniecenie i radość spotkania z bliskimi. Wszak to jutro już będziemy w domu w naszej leśniczówce. Dopiero teraz w głowie zaczęły piętrzyć się pytania , czy w domu wszystko porządku , jak się czuje Ula, Majka, jak naszą nieobecność przetrwały konie ulokowane w zaprzyjaźnionej stajni , czy psy za bardzo nie dokuczały i takie i tym podobnym pytania wypełniały nasze głowy. W nocy niespodziewanie przyszła ulewa , nikt nie spodziewał się deszczu. I zalało nam wszystko : buty, koszulki, spodnie, krzesła, koc i co najgorsze tak pilnowany przez całą wyprawę dziennik. Został na stoliku , nie schowałem go do samochodu i w ostatnią noc wyprawy zamókł. Ale byłem rano wściekły , gdy to wszystko zobaczyłem. Cichy buty koc za trzy godziny na słońcu , które ponownie świeciło pełnym blaskiem wyschły , ale ten dziennik … no cóż postaram się go wysuszyć w domu pomyślałem i tak teraz już nic nie zrobię , po między mokre kartki powkładałem listki ręcznika jednorazowego i papieru toaletowego , położyłem na nawiewie w samochodzie i tyle, najważniejsze że odczytać moje gryzmoły się da. Zapłaciliśmy za kamping, pożegnaliśmy po śniadaniu holendrów i w drogę. Ale zanim opuściliśmy miejscowość naszego noclegu zajrzeliśmy na godzinę do stadniny koni lipiacańskich. W Szilvasvarad znajduje się największa na Węgrzech i jedna z najbardziej znanych w Europie stadnin szczycących się hodowlą tych pięknych siwych koników. W małym sklepiku wydałem ostatnie forinty kupując chleb małe kiełbaski i dwie butelki wina.
Załączniki
lipicańskie konie :)
lipicańskie konie :)
DSC00294.JPG (118,41 KiB) Przejrzano 5247 razy

Awatar użytkownika
wista-wio
Klubowicz
Posty: 697
Rejestracja: 05 lut 2009, 21:59
Auto: BJ42 3,4D / BJ42 3B / BJ45
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: wista-wio »

SA404556.JPG
SA404556.JPG (37,9 KiB) Przejrzano 5217 razy
Z ogromną radością ruszyliśmy w stronę Polski , znałem tą drogę dość dobrze kilka razy przyszło mi tędy wracać z poprzednich wypraw i wycieczek. Przez Słowację przejechaliśmy bez najmniejszych problemów , niepostrzeżenie minęliśmy granicę z Czechami. Czeski Cieszyn i … wydawało się, że już jesteśmy bezpieczni w Polsce. I jak tu nagle z ogromnym impetem nie walnie w nas, w nasz samochodzik z tyłu zaspany Czech starą skodą faworitką. Huk był potworny w lusterku zobaczyłem kłęby pary, przód samochodu Czecha zwinął się w harmonijkę, silnik od razu się rozciekł. Zardzewiałe blachy błotników odpadły od pozostałej karoserii. Odjechałem dwa metry do przodu uwalniając siebie od skody. Myślałem że mam nieźle rozbity tył i poharatane auto. Nie miałem siły się nawet złościć powoli opuściłem kabinę. Paweł był pierwszy przy aucie , krzyknął do mnie ojciec nie jest tak źle chyba nic się nie stało. Z niedowierzałem podszedłem do samochodów. Rzeczywiście miałem tylko lekko zarysowany tylni zderzak i hak. Samochód Czecha na nasze szczęście był na tyle niski że wbił się pod nasz samochód w ogóle nie dotykając karoserii. Później się okazało że tym uderzeniem uszkodził zapasowy zbiornik paliwa. Ale to i tak było nic przy tym co mogłoby się stać gdyby jechał większym autem a uderzenie poszłoby wyżej. Pomogliśmy zepchać na pobocze wrak samochodu Czecha nie pozostało nic innego jak wzruszyć ramionami i pojechaliśmy dalej. Czech i tak był załamany i cały rozdygotany w nerwach prawie w ogóle nie mówił, był blady jak ściana ale też na szczęście nic mu się nie stało. Na moście cieszyńskim łączącym Polskę z Czechami wjechaliśmy po trzydziestu pięciu dniach włóczęgi po świecie do Kraju. Byliśmy w Polsce a nasz wyjazd zbliżał się do końca. W ulewnym deszczu dojechaliśmy do Żor , ulewa nie opuszczała nas aż do Knurowa. Niektórzy mówią, że najwięcej wypadków zdarza się pięćdziesiąt kilometrów od domu. I ci co to mówią mają rację. Wyjeżdżaliśmy z Knurowa w strugach deszczu, na ostatnim skrzyżowaniu wprost pod koła toyoty wyjechał mi z prawej strony rowerzysta na swoim trójkołowym bicyklu. Paweł krzyknął w nerwach, ja maksymalnie odbiłem kierownicę i samochód ostro i gwałtownie skręcił w lewo przejeżdżając przeciwny pas ruchu. Znalazłem się na chodniku po drugiej stronie drogi. Jakimś cudem ominąłem dwa drzewa przejechałem tuż, tuż obok betonowego słupa latarni i zatrzymałem auto przed schodkami sklepu spożywczego. Mieliśmy ogromne szczęście , bo droga była pusta i nikt w tym momencie nie jechał z naprzeciwka, inaczej czołówka murowana. Gdyby jakiś zakupowicz wychodził ze sklepiku zmiażdżyłbym go swoją masą przygniatając do barierki ochronnej. Szczęście wyprawowiczów zdawało się nas nie opuszczać do końca. Długo dochodziłem do siebie , dzięki zrządzeniu losu i piekielnemu fartowi ulewny deszcz spowodował że nie było przechodniów ani spacerowiczów. Poza naszymi poszarpanymi nerwami nikomu nic się nie stało. Starszy pan od rowerka widząc co narobił uciekł pomiędzy bloki osiedla pozostawiając swój bicykl na chodniku. Paweł powoli nabierał kolorów , burknął pod nosem zerkając na GPS dwadzieścia jeden tysięcy bezpiecznych kilometrów za nami, do domu pozostało niespełna dziesięć i o mały włos a byśmy mieli wypadek… dobra jedź ojciec ostrożnie , jeszcze osiem kilometrów i trzysta metrów do leśniczówki dodał.

Awatar użytkownika
wista-wio
Klubowicz
Posty: 697
Rejestracja: 05 lut 2009, 21:59
Auto: BJ42 3,4D / BJ42 3B / BJ45
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: wista-wio »

P8120015.JPG
P8120015.JPG (91,08 KiB) Przejrzano 5198 razy
Spokojnie przekroczyliśmy bramę obejścia, samochód powoli wtoczył się na podwórko leśniczówki. A tu cisza pusto żywego ducha, nikt poza psami nas nie wita. Te znowu szalały z radości, biegały piszczały , nie wiedząc co zrobić z własnym szczęściem. Paweł pierwszy wszedł do domu , na progu przywitała nas Majka śmiejąc się i chlipiąc jednocześnie powiesiła się na szyi syna. Nie będę im przeszkadzał pomyślałem i poszedłem szukać mojej Urszulki. Ula krzątała się w kuchni , właśnie wyciągała pachnące chleby z piekarnika , popatrzała na mnie i buchnęła szyderczym śmiechem. Zaiste wyglądałem jak leśny stwór zarośnięty kosmatą brodą , nie goloną od kilku tygodni. Milczeliśmy przez chwilę , usiadłem na swoim starym miejscy przy stole. Dopiero po kilku minutach ruszyła seria pytań , na które nie wiedziałem jak odpowiadać ponieważ każde wymagało osobnej długiej relacji a tu pojawiało się kolejne i następne. Do dialogu dołączyła Majka , po trzech minutach wszyscy mówiliśmy swoje kwestie , ja pytałem o zdrowie o rodzinkę o to jak sobie radziły. Majka o drogę i przygody, Ula o wszystko po trochu. Cały ten rwetes przerwał Paweł. Wszedł do kuchni trzymając w reku małe czerwone pudełeczko. Drżącym głosem zapytał się Majki czy wyjdzie za niego za maż wkładając na jej palec pierścionek zaręczynowy. Wszyscy staliśmy oniemieli a najbardziej zaskoczona była Majka. Paweł nikomu nic nie powiedział, pierścionek ukrył w leśniczówce jeszcze przed wyjazdem na wyprawę. Tak sobie zaplanował i tak zrobił… Potem potoczyło się już bardzo szybko. Rozdaliśmy prezenty naszym dziewczyną, każda dostała złote rosyjskie kolczyki i broszki. Wyciągnęliśmy całą skrzynię souvenirów i alkoholi , przemyconych z różnej części Rosji, Mongolii, Dagestanu, Gruzji, Bułgarii Węgier. W pół godziny byliśmy rozpakowani a samochód uwolniony od wszystkich wyprawowych maneli. Nie było tego za wiele skrzynia z brudnymi ciuchami , butami i ciepłymi ubraniami, neseser z resztą czystych ubrań kuchenki miski patelnie , dwie skrzynki narzędzi i części zapasowych i to chyba wszystko. Pokonaliśmy dwa kontynenty trzynaście krajów i dwadzieścia jeden tysięcy kilometrów. Wszyscy dzielnie i bez awarii odrobiliśmy zadanie wytrawnych podróżników. Paweł jako pilot wspaniale i sprawnie przeprowadził nas przez bezdroża połowy świata. Ja pokonałem połowę Rosji wielkie syberyjskie metropolie tajgę step pustynie a nawet Istambuł , bez jednej ryski na lakierze. Jednak największym bohaterem naszej podróży okazał się nasz samochodzik. To dzięki niemu udało się przeżyć wspaniałą przygodę, poznać cudowny świat naszych marzeń , spędzić z synem bezpiecznie wiele tygodni i tysiące przejechanych kilometrów nie łapiąc nawet przysłowiowej gumy.

Gałka
Sąd Koleżeński
Posty: 4424
Rejestracja: 05 kwie 2007, 21:04
Auto: HZJ73 3w1
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: Gałka »

cóż powiedzieć: WSPANIAŁA PODRÓŻ !!!

Awatar użytkownika
wista-wio
Klubowicz
Posty: 697
Rejestracja: 05 lut 2009, 21:59
Auto: BJ42 3,4D / BJ42 3B / BJ45
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: wista-wio »

z Pawłem :)
z Pawłem :)
DSC02802.JPG (121,79 KiB) Przejrzano 5183 razy
W tym momencie zakończyła się nasza kilkutygodniowa wyprawa. Zakończyła się przygoda, byliśmy już w domu z naszymi ukochanymi dziewczynami i całym bagażem wspomnień. Tylko mój mózg nie umiał tak szybko wrócić na swoje dawne tory. Moje myśli wędrowały wciąż po stepach i pustyniach przebytych krain. Przeskakiwały obrazy krajobrazów i twarzy napotkanych ludzi. Głowa i wszystkie zmysły pluskały się w czystych wodach Bajkału, oczy widziały bezkresną zieleń tajgi. Cieszyły się nieograniczoną przestrzenią stepu Mongolii, chłonęły gorąc dzikiej pustyni Gobi, marzły na wielkim płaskowyżu Ukok i w górach Uralu . Z ogromnym trudem docierało do mnie to co właśnie się skończyło i to co już nigdy się nie powtórzy. Paweł zakłada rodzinę , rozpoczyna swoją własną wyprawę przez życie. Zamyka się bezpowrotnie nasz wspólny świat przebytych krain, spędzonych razem dni, wieczorów, nocy. Całych tygodni i miesięcy podróży. Dziesiątek tysięcy przejechanych kilometrów i setek wspólnych godzin spędzonych tylko razem we dwoje. Wielkiej przyjaźni ojca z synem , ogromnego zaufania i permisywizmu przeżywania trudnej wspaniałej przygody. To wszystko dojdzie do mnie z kilkakrotnie zwiększoną siłą za kilka miesięcy. Wtedy, tuż po przyjeździe myślałem, że zdaję sobie z tego sprawę iż to ostatnia nasza wyprawa. Przyjmuję do wiadomości, to co już za mną za nami… nic bardziej mylnego. W zakamarkach mojej duszy cały czas snułem marzenia dalszych wspólnych przygód. Wspaniałych dalekich wypraw w nieznane nam krainy. Tuż za granicą ,,cywilizowanej,, europy czekały przygotowane w głowie plany odwiedzenia Karelii półwyspu Kola. Czekała azjatycka tundra i północna tajga. W odważnych fantazjach a może zamierzeniach pozostawała do zdobycia Jakucja , Magadan i daleka Kołyma. Cały czas w książce otrzymanej wiele lat temu od Andrzeja Piotrowskiego włożone jest miedzy kartki i czeka zaproszenie Dyrektora Lasów Państwowych Guberni Sachalińskiej Siergieja Choroszawina, o ile dobrze przeczytałem nazwisko na państwowej czerwonej pieczęci. Kilka lat temu na dzikich polach na Ukrainie dane mi było poznać podróżnika geologa paleontologa i fotografa w jednym Andrzeja Piotrowskiego. Po kilku wspólnych nocach spędzonych przy herbacie na opowiadaniach i dyskusji o pięknych rosyjskich krainach , połączyła nas przyjaźń podróżników, ciekawych świata i ludzi mieszkających na jego krańcach. I to on właśnie, otrzymane ode mnie ksiązki i albumy lasów polskich wysłał na daleki Sachalin w prezencie dla dyrektora lasów od polskiego leśniczego. Stąd to pożółkłe już zaproszenie które czeka na wielką wyprawę.
Wspomnieniem tym chciałbym podziękować mojemu synowi za to, że dzięki niemu i wraz z nim mogłem przeżyć tak wspaniałą przygodę. Razem przejechaliśmy pół świata dziesiątki wyjątkowych krain poznaliśmy setki miast i mnóstwo wspaniałych ludzi spędzając niezapomniane chwile razem … Urszuli za cierpliwość dla moich wciąż nowych pomysłów wyrozumiałość, ogromny dystans do mnie i tego co robię. Wszystkim , którzy pomogli mi zrobić to co zaplanowałem .




.... i tak zakończyła się nasza azjatycka wyprawa :D
samochód dzielnie spisywał się przez każdy kilometr z przejechanych 21 tysięcy drogi i bezdroży ( tych drugich było sporo) przewiózł nas bezawaryjnie przez 13 krajów świata . Paweł mój syn to nie zastąpiony i wspaniały druh podróży i wielu wypraw :D

dziękuję wspaniałym forumowym przyjaciołom, że wraz ze mną przebrnęli przez dziesiątki stronic moich wspomnień ... pozdrawiam wszystkich serdecznie i dziękuję za wsparcie w mojej grafomani :D
... w sierpniu ruszam na północ Rosji Karelia Koło Podbiegunowe półwysep Kola :) już niebawem :mrgreen:

.... dziękuję :D
Załączniki
Ula i ja zaraz po Syberii i przed objazdem Polski
Ula i ja zaraz po Syberii i przed objazdem Polski
DSC00367.JPG (120,4 KiB) Przejrzano 5183 razy

Gałka
Sąd Koleżeński
Posty: 4424
Rejestracja: 05 kwie 2007, 21:04
Auto: HZJ73 3w1
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: Gałka »

:D
dzięki!

Awatar użytkownika
namlooc
Posty: 480
Rejestracja: 29 maja 2011, 12:59
Auto: rav4 3sfe, 4runner 3vze
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: namlooc »

Dzieki!
Zmotywowales mnie do podróżowania :wink:

Awatar użytkownika
wista-wio
Klubowicz
Posty: 697
Rejestracja: 05 lut 2009, 21:59
Auto: BJ42 3,4D / BJ42 3B / BJ45
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: wista-wio »

https://www.youtube.com/watch?v=VfN1Yl7SrRg" onclick="window.open(this.href);return false;

Gałka
Sąd Koleżeński
Posty: 4424
Rejestracja: 05 kwie 2007, 21:04
Auto: HZJ73 3w1
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: Gałka »

miły akcent na zakończenie . :D

Grunthor
Posty: 53
Rejestracja: 15 lis 2012, 10:04
Auto: Suzuki
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: Grunthor »

Trochę mi smutno że to już koniec :cry:

Awatar użytkownika
wista-wio
Klubowicz
Posty: 697
Rejestracja: 05 lut 2009, 21:59
Auto: BJ42 3,4D / BJ42 3B / BJ45
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: wista-wio »

https://www.facebook.com/piotr.kulczyna ... =2&theater" onclick="window.open(this.href);return false;

czterdziestka w tajdze :mrgreen:

Awatar użytkownika
luk4s7
Moderator
Posty: 3389
Rejestracja: 15 gru 2013, 23:32
Auto: Kiedyś znowu pewnie LC
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: luk4s7 »

Link nie robi... :(
No i muszę przyznać, że o niebo lepszy z Ciebie pisarz niż filmowiec :mrgreen:

Jak prace nad książką? Będzie do Camp'a?

ODPOWIEDZ