SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Moderator: luk4s7

Awatar użytkownika
wista-wio
Klubowicz
Posty: 697
Rejestracja: 05 lut 2009, 21:59
Auto: BJ42 3,4D / BJ42 3B / BJ45
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: wista-wio »

dworzec kolejowy Stalingradu
dworzec kolejowy Stalingradu
DSC01282.JPG (88,86 KiB) Przejrzano 3180 razy
Samochód zaparkowałem na głównej ulicy, przed estakadą prowadzącą na dworzec. Wiaduktem nad torami weszliśmy w szeroką promenadę która zaprowadziła nas w samo centrum miasta. Mijaliśmy wiele socrealistycznych gmachów wybudowanych na zgliszczach zrujnowanego podczas walk miasta. W jednym z nich przekształconym w ogromne centrum handlowe, kupiliśmy pamiątki i prezenty dla znajomych i naszych dziewcząt. Tuż przed portem rzecznym przyszło nam pokonać kolejne dzisiejszego dnia monumentalne stustopniowe schody podobne do tych Potiomkinowskich znajdujących się w Odessie. Po obu stronach ozdobione licznymi rzeźbami, przedstawiającymi bohaterów narodu stworzonego przez ustrój komunistyczny. Przez przypadek, spacerując po promenadzie nabrzeżnej trafiliśmy na fontannę pozostawioną w nienaruszonym stanie od czasów obrony miasta. Na której pozostały ślady po kulach wystrzelonych z karabinów , odłamkach bomb i granatów. Właśnie tę, która stanowiła scenografię walk w filmie ,,Wróg u Bram,, W głowie pozostało mi nieodparte wrażenie, że to a ta sama fontanna ? Zresztą cały czas z Pawłem doszukiwaliśmy się analogi. Wypatrywaliśmy miejsca zapamiętane z filmów dokumentalnych, fabularnych pokazujących obronę oblężonego przez Niemców miasta. Minęliśmy komunistyczną manifestację wymachującą czerwonymi flagami na których powiewał sierp i młot, dumnie trzepotały na wietrze podniesione w górę transparenty zaopatrzone w hasła z minionej epoki. W przydrożnej budce z souvenirami kupiłem prawdziwą rosyjską furażerkę z mnóstwem odznak radzieckich i rosyjskich formacji wojskowych. Zwiedziliśmy muzeum obrony miasta i walk Wojny Ojczyźnianej. Całe miasto jest wprost usiane pamiątkami heroicznej obrony i odnośników do wielkiej bitwy stalingradzkiej. Takich jak słynny Dom Sierżanta Pawłowa, który bronił się przez 58 dni w samobójczej walce odpierał ataki Niemców. Jest także pozostawiony jako świadek ciężkich działań bojowych, na wpół zrujnowany zachowany jako żywy rodzaj pomnika Stary Młyn. Zerknęliśmy do kolejnego muzeum przed którym stały działa, haubice, czołgi, słynne katiusze a nawet kuchnia polowa, wszystko pamiątki walk. Jednak byliśmy już zbyt zmęczeni by zwiedzać wnętrza. Przed fontanną Barmalej ozdobioną bawiącymi się dziećmi, symbolu bitwy stalingradzkiej, zagadnął nas przechodzeń zaintrygowany naszym wyglądem. Po chwili rozmowy gdy tylko zorientował się, że jesteśmy polakami rozpoczął opowieść o swojej służbie wojskowej którą odbył w Legnicy. Z rozrzewnieniem wspominał młode lata i pobyt w naszym kraju. Był rodowitym mieszkańcem Stalingradu i mieszkał w nim od urodzenia. Jura okazał się rozmownym gawędziarzem opowiedział historię miasta, a także o dwóch zamachach terrorystycznych które miały miejsce na dworcu kolejowym w 2013 roku. Zamachowcami okazali się islamscy dzihadżyści. Zginęło wówczas w terrorystycznym napadzie trzydzieści cztery osoby a dziesiątki było rannych. Działo się to pół roku przed naszym przyjazdem. Dla mieszkańców i naszego nowego znajomego Jury wydarzenia były ciągle świeże i ciągle w pamięci. W tragicznym mordzie na bezbronnej ludności zginął jego przyjaciel. Słowa mieszkańca Wołgogradu przepełniał żal i smutek o samobójczym zamachu opowiadał z ogromnym przejęciem z trudem opanowując wzruszenie . Na pożegnanie życzył nam wszystkiego dobrego , szczęśliwego powrotu do domu. Jak wielu spotkanych i poznanych przez nas Rosjan był bardzo serdeczny i gościnny. Nie omieszkał zaproponować gościny, gorącej herbaty i kolacji zapraszając do swojego mieszkania. Zapewniając jednocześnie nas , że żona i wnuki bardzo się ucieszą. Podziękowałem starszemu panu, wymawiając się czasem i tym że szmat dzisiaj drogi przed nami. Wyściskał mnie jak stary znajomy, wycałował życzył jeszcze raz szczęścia. Cały czas patrzał w stronę głównej ulicy nim zniknęliśmy za rogiem za którym zaparkowaliśmy auto. Po czterech godzinach włóczęgi po mieście dotarliśmy do naszego samochodu. Byłem zmęczony Paweł też powłóczył nogami i ciężko zasiadł na swoim siedzeniu przeglądając zakupy które poczyniliśmy w sklepach Stalingradu. Pilot mój pomimo zmęczenia był bardzo pogodny i cieszył się z prezencików. Za niewielkie pieniądze kupiliśmy wiele pamiątek i upominków. Mieliśmy podarki dla wszystkich znajomych tych bliskich i tych dalszych.
Załączniki
widok na Wołgę
widok na Wołgę
DSC01306.JPG (78,59 KiB) Przejrzano 3180 razy
postrzelana fontanna
postrzelana fontanna
DSC01325.JPG (99,33 KiB) Przejrzano 3180 razy

Awatar użytkownika
waldek_BB
Klubowicz
Posty: 506
Rejestracja: 25 wrz 2013, 12:57
Auto: było: KZJ95
było: GV II 1.9 DDiS
jest: SX4 4x4 ... przynajmniej się nie psuje :)
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: waldek_BB »

czyta się jak najlepsze powieści podróżnicze !!!

ps. a że wolę czytać z papieru to do tej pory mam 80 stron A4 czcionką 11 :D

Awatar użytkownika
wista-wio
Klubowicz
Posty: 697
Rejestracja: 05 lut 2009, 21:59
Auto: BJ42 3,4D / BJ42 3B / BJ45
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: wista-wio »

dziękuję Waldek , :D
stron A4 jest około 110 spisanych z tej wyprawy , a jak poskładałem całą moją podróżniczą pisaninę jest tego wiele więcej ... tuż przed Bożym Narodzeniem zebrałem się na odwagę i zadzwoniłem do wydawnictwa , które zajmuje się drukowaniem miedzy innymi naszych leśnych publikacji. Pan wydawca-redaktor wysłuchał mnie poprosił o fragment , po czym stwierdził że może z tego wyjść całkiem ciekawe opowiadanie połączone ze zdjęciami ... obiecał że zaraz po Nowym Roku , skontaktuje się ze mną i spróbujemy pochylić się nad tą moją grafomanią :oops: teraz są zawaleni kalendarzami kalendarzykami notesami i terminarzami na 2016 ... zobaczymy może coś z tego wyjdzie ...
pozdrawiam serdecznie wszystkich cierpliwych i bardzo wyrozumiałych dla mojej grafomani ,,zaglądaczy,, na mój wątek :D
życzę cudownego, ciekawego, pełnego wspaniałych podróżniczych przygód roku 2016 życzę DOSIEGO ROKU


...ja też mam już plany na 2016 :mrgreen:

Awatar użytkownika
wista-wio
Klubowicz
Posty: 697
Rejestracja: 05 lut 2009, 21:59
Auto: BJ42 3,4D / BJ42 3B / BJ45
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: wista-wio »

obóz nad Wołgą
obóz nad Wołgą
O dziwo bez najmniejszego błądzenia wyjechałem na główną drogę wiodącą do Astrachania. Ależ to wielkie miasto ten Wołgograd , ponad siedemdziesiąt kilometrów poruszaliśmy się wśród miejskich zabudowań cały czas mając Wołgę po lewej stronie. Tuż za rogatkami miasta wjechałem w olbrzymi kombinat ropotwórczy czy petrochemiczny. Czort jeden wie co to za miejsce. Dziwne było to, że droga prowadziła nas przez fabrykę. Wiodła pośród dziwnych hal magazynów dziwnych ustrojstw bliżej nie określonych. Po obu stronach jezdni znajdowały się zakładowe urządzenia, zabudowania, hale fabryczne , pompy różnego rodzaju, szyby podobne do naszych górniczych pośród których stały wielkie zbiorniki i silosy. Wyglądało to tak jakbyśmy przejeżdżali przez sam środek wielkiego ogromnego zakładu pracy. Nad nami, obok nas wzdłuż drogi, nad drogą ciągnęły się kilometry rur grubych to znowu cienkich rozchodzących się w przeróżnych kierunkach. Dopiero gdy przejechaliśmy żelaznym mostem przez Don, Paweł zorientował naszą pozycję dokładnie na mapie. Ponieważ GPS przestał rejestrować satelity tym samym zaprzestał podawać nasze położenie i współrzędne. W tym miejscu droga rozchodziła się w dwóch kierunkach ; na południe do Stawropolu i na wschód do Astrachania. Postanowiłem zwiedzić to stare kozackie miasto. Ależ byłem zmęczony, myślałem już tylko o jednym, kiedy Paweł wskazał mi miejsce naszego biwaku?. Odczytałem GPS wskazywał 551 km taką odległość dzisiaj pokonaliśmy chociaż powinienem doliczyć co najmniej pięćdziesiąt kilometrów przejechanych bez odczytu naszych urządzeń . Droga pozbawiona dziur prosta, ruch niewielki pomimo stosunkowo łatwego etapu byłem zmęczony, może do zmęczenia przyczyniło się kilkugodzinne zwiedzanie miasta? , zastanawiałem się. Widok Pawła tylko potwierdzał, że czas odpoczynku nadszedł. Oboje byliśmy padnięci, zmarnowani i wyczerpani intensywnym dniem. Obóz postanowiliśmy założyć nad samym brzegiem rzeki, który z urwistej skarpy przed Wołgogradem stał się płaski i równy niczym ogromna płyta lotniska. Wody Wołgi rozlewały się łagodnym nurtem niczym olbrzymim jeziorem. Opływając swym nurtem wielkie łąki na których pasły się tabuny koni i stada białych owiec przemieszanych jak keks czarnymi rodzynkami - kozami. Na kolację zjedliśmy rosyjskie gołąbki z kaszy gryczanej. Po sporym słoiku na jednego, który mieścił aż cztery sztuki tych specjałów. Były naprawę smaczne. Zasypialiśmy zapatrzeni w wodę nad naszym obozem i bezmiarem rzeki przelatywały stada ptaków, nie byłem w stanie rozpoznać wszystkich gatunków. Były żurawie, czaple, perkozy, gęsi nieznanych mi gatunków, kormorany, kaczki, rybołowy. Ptaki przypominające rybitwy i mewy, które z uporem i ogromna konsekwencją przeszukiwały wodę za rybkami, gdyż te nie opacznie zbliżyły się do tafli. Wędkarze w wysokich rybaczkach brodzili z wędkami usiłując coś złowić. To znowu długie łodzie rybackie zmierzały do swych przystani z wieczornych połowów obwieszone przy burtach sieciami. Piękny sielankowy obraz rzeki opiewanej w powieściach, poezji i pieśniach kołysał nas do snu. Tak fascynującą malowniczą rzeką jest potężna Wołga nie sposób się na nią zapatrzyć… Nie doczekałem zupełnej ciemności i wschodu księżyca usnąłem, Paweł długo walczył zanim zmorzył go sen. Mijał właśnie czwarty tydzień jak opuściliśmy leśniczówkę. Zapewne tęsknił za Majką , mamą za swym wygodnym łóżeczkiem wypieszczonym ogródkiem. A może powoli nudził się moim towarzystwem. Byłem pełen podziwu dla mojego kochanego syna, za to że tyle czasu potrafi znieść ze swym ojcem, tyle przygód. Tysiące przejechanych kilometrów, godziny rozmów, tak wiele dni razem w jednym małym autku. I cały czas mieliśmy o czym rozmawiać, dyskutować. Niekończące się wspólne dysputy gawędy opowiadania dyskusje nad przeczytanymi książkami oglądanymi filmami. O historii polski i świata o tym co widzieliśmy i tym co zaraz będziemy oglądać. Górach, pustyniach, rzekach o charakterach ludzi i ich obyczajach o świecie , który jeszcze kilka tygodni temu był dla nas czymś zupełnie obcym a teraz żyliśmy tym światem tymi krainami i poznanymi ludźmi tak różnymi od nas i jednocześnie tak wspaniałymi których, serdeczność i gościnność czasami nas onieśmielała. Wspaniale jest podróżować razem, być ze sobą każdego dnia wyprawy. Niesamowitym przeżyciem dla ojca jest mieć w synu przyjaciela druha wzajemnych przygód. Jeden temat Paweł urywał zaraz gdy go podejmowałem, to plany kolejnych wyjazdów. Wiedział to co ja czułem podświadomie, za wszelką cenę nie dając dojść tej wiadomości do głosu… To był ostatni nasz wyjazd, ostatnia nasza wspólna przygoda, ostatnia wielka wyprawa syna z ojcem. Ale co tam!!!... odrzucałem tę myśl od razu natychmiast gdy tylko się pojawiała w mej głowie. Jeszcze kilka tygodni podróży, naszej wyprawy było przed nami. Teraz zastanawiałem się nad jednym kiedy i czy skończą się nam wspólne tematy i zaczniemy się sobą nudzić?… One jednak nie kończyły się nigdy, a my byliśmy jednym zespołem dwoma facetami , których łączyło w tej chwili wszystko, byliśmy razem jednym małym mechanizmem, który wspólnie przemierzał świat.
Załączniki
nasze dzielne autko
nasze dzielne autko
DSC01448.JPG (77,77 KiB) Przejrzano 3159 razy
Paweł po kapieli
Paweł po kapieli
DSC01410.JPG (103,33 KiB) Przejrzano 3159 razy

Awatar użytkownika
wista-wio
Klubowicz
Posty: 697
Rejestracja: 05 lut 2009, 21:59
Auto: BJ42 3,4D / BJ42 3B / BJ45
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: wista-wio »

wschód słońca nad Wołgą
wschód słońca nad Wołgą
WP_000241.jpg (70,69 KiB) Przejrzano 3119 razy
Obudziłem się tuż przed wschodem słońca. To czego nie doczekałem wieczorem… widoku wschodzącego księżyca. Przyroda zrekompensowała mi kilka krotnie. Słońce krwawym blaskiem wyłaniało się z nad tafli wody w oparach opadającej mgły. Niesamowity widok szkarłatu podwajał swe odcienie odbite od lustra spokojnej niemrawo płynącej Wołgi. Ciemna purpura z każdą sekundą nabierała blasku. Niebo jak rozżarzona stal budziła dzień błyskiem rozgrzanego słońca. Obudziłem Pawła… podniósł głowę spojrzał na rzekę potem na niebo, obrzucił mnie groźnym spojrzeniem i szczelnie opatulił łeb śpiworem mrucząc pod nosem zgraną melodię poranka ; ojciec!!! daj mi spać ! Wstałem , wykąpałem się w rzece gdy parzyłem kawę Paweł zlazł z dachu i bez słowa poczłapał do wody. Ocho pomyślałem chyba będzie ciężki dzień przewidując zły humor mojego pilota. No cóż czarnowidztwo okazało się nie trafione , a może sprawiła to poranna kąpiel. Paweł wrócił na śniadanie w wybornym nastroju, nim wypiłem kawę i zażyłem leki mój towarzysz podróży złożył namiot przygotował mapy ustawił GPS i wyszukał w manelach przewodniki opowiadające o Dagestanie Kałmucji i Astrachaniu. Do Astrachania jechałem w przekonaniu poznania no chociaż zobaczenia kozaków astrachańskich. Nie tych srogich strażników monarchii carskiej, samodzierżców znienawidzonej władzy. Ale wspaniałych jeźdźców , których łączyły z nami kawaleryjskie tradycje i respekt, szacunek dla osobistej wolności. W znaczący sposób różnili się kozacy astrachańscy od tych zapadłych na wieki w naszej świadomości zbiorowej kozakach, carskich pogromów. Przedstawianych w obrazach Kossaka jako oprawcy, którzy za pomocą nahajki i szaszki pilnowali carskiej władzy nad polakami. Dzikich bezwzględnych brutalnych jeźdźców szarżujących Nowym Światem w celu sterroryzowania powstańczej Warszawy. Czytając książki, poznając historię polsko-kozackich walk dochodziłem do pewnego paradoksu. Kozacy wysyłani przez carskich dowódców na pierwszy ogień walk z nieposłusznymi polskimi powstańcami walczyli z nami bez pardonu. I ci sami kozacy gdy dochodziło do spotkań w pokojowych warunkach, których w wielonarodowościowej Rosji było niemało, odnosili się do polaków z szacunkiem a nawet z sympatią i życzliwością. W jednej z książek przeczytałem jak to astrachańscy kozacy w latach bolszewickiej zarazy ochronili dziesiątki jeśli nie setki polskich dworów przed pogromem zdziczałych hord radzieckich sołdatów. Dzięki temu, że stacjonowali w nich kozackie patrole. Dopóki przy dworze stali kozacy , nikt nie miał odwagi podpalać, rabować, gwałcić i mordować mieszkańców. Lata 1917-1920 był to okres zupełnego zdziczenia i zwyrodnienia charakterów ludzkich. Wojna i rewolucja radziecka doprowadziła do zdemoralizowania żołnierzy opanowanych chęcią tylko jednego, odwetu na znienawidzonych panach. Jedynie kozackie sotnie zachowały dyscyplinę i tylko one potrafiły utrzymać porządek, jak pisał autor Orlando Figes w książce (Tragedia narodu. Rewolucja rosyjska 1891-1924) ,, tam gdzie sięgały ich szaszki i nahajki panował porządek,,. Miało to także i swój odzew wśród leninowskich komisarzy, podburzani przez bolszewików chłopi nienawidzili kozaków astrachańskich. Ich niebieskich spodni z żółtymi lampasami, jednak strach czerni przed karną kawalerią był silniejszy od nienawiści. Krwawo zapłacili za swoją odrębność astrachańscy jeźdźcy. Okrucieństwo połączone z zaciekłością jaką tępiono całe stanice, stały się tylko zapowiedzią ludobójczych praktyk sowieckiego totalitaryzmu. W perfidny sposób uzasadniali bolszewicy swe mordy na kozakach tłumacząc się walką klas , co było kolejnym kłamstwem i zemstą na ludziach , którzy w przeważającym stopniu żyli z pracy rąk własnych, a prawdziwą przyczyną tak silnej chęci ich zupełnego wytępienia była odrębność kulturowa tej wspólnoty. I takich właśnie ludzi wolnych i niezależnych miałem nadzieję spotkać w Astrachaniu.
Załączniki
Astrachaniec
Astrachaniec
WP_000256.jpg (56,37 KiB) Przejrzano 3119 razy
poranek nad obozowiskiem
poranek nad obozowiskiem
DSC01454.JPG (79,34 KiB) Przejrzano 3119 razy

Awatar użytkownika
wista-wio
Klubowicz
Posty: 697
Rejestracja: 05 lut 2009, 21:59
Auto: BJ42 3,4D / BJ42 3B / BJ45
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: wista-wio »

panorama Atrachańskiego Kremla
panorama Atrachańskiego Kremla
panorama Atrachańskiego Kremla
panorama Atrachańskiego Kremla
Paweł w przewodniku przeczytał że miasto nosi miano rosyjskiej Wenecji. Ponieważ położone w pajęczynie dopływu Wołgi do Morza Kaspijskiego, rozłożyło swą aglomerację na jedenastu wyspach utworzonych przez liczne kanały i odnogi wielkiej delty rzeki. Z daleka mój pilot dostrzegł strzelistą wieżę soboru Zaśnięcia Matki Boskiej będącej najcenniejszym zabytkiem architektonicznym astrachańskiego kremla. Mierząca 75 metrów wysokości wieża pełniła rolę dzwonnicy , dla nas stanowiła wyjątkowy kierunkowskaz. Po przejechaniu kilku mostów wzdłuż kanału Kutum ulicą 1 Maja dotarliśmy do starego Żeńskiego Monastyru tuż przy pomniku kazachskiego muzyka i kompozytora Kurmangazy. Auto zaparkowałem w małym zielonym parku opodal monasterskich murów, które co kilkadziesiąt metrów zwieńczały obronne wieże przed bramą tworząc istny barbakan. Niestety zwiedzić monastyru nie można było. W jednej części zamknięty był przez urząd państwowy w którym mieściły się biura a którego strzegli uzbrojeni strażnicy. Druga część była spalona. Jak opowiedziała nam pewna pani do zeszłego roku znajdowały się w nim normalne mieszkania czynszowe , jednak zimą wybuchł pożar i wszystko się spaliło. Na szczęście nikt nie zginął i nie został ranny, dodała pani przewodniczka, jednocześnie tłumacząc jak dostać się do Kremla. Droga była prosta; ulica Sowiecka doprowadziła nas do samych wrót dawnej siedziby władz miasta. Po drodze zajrzeliśmy do muzeum historii i architektury. Interesujące były zbiory broni białej i umundurowania , ciekawa okazała się makieta miasta przedstawiająca gród Astrachań jako XVIII wieczną warownię. Muzeum pozbawione jest nachalnej sowieckiej propagandy i przedstawia miasto jako wielokulturową stolicę regionu nadkaspijskiego, w którym krzyżowały się szlaki handlowe. Wychodząc z gmachu dawnej Dumy Miejskiej gdzie ulokowane jest muzeum, minęliśmy piękny park o równie pięknej nazwie ,,Morski sad,, a w którym krzątała się grupa studentów ogrodnictwa. Tak powiedział mi Paweł, gdyż podobno zachowywali się identycznie jak Polscy przyszli twórcy cudownych parków i zieleńców. Dalej był pomnik Kirowa działacza bolszewickiego , który zapłacił życiem za dłuższe o dziesięć minut przemówienie od Stalina i o pięć minut dłuższą owację na stojąco klaszczących delegatów podczas XVII zjazdu partii w 1934 roku. I tak to wierny z najwierniejszych podzielił los wielu, którzy w wyimaginowany sposób zagrażali władcy Wielkiej Radzieckiej Rosji. Naprzeciwko skweru z pomnikiem znajduje się bardzo zadbany ,,Park Braterstwa,, z fontanną i licznymi socrealistycznymi pomnikami ludu radzieckiego. Wyczytałem w przewodniku , że ten zielony ogród skrywa pochowanych tu żołnierzy z 1918 roku i z wielkiej Wojny Ojczyźnianej którzy zginęli w walkach roku 1943. Tuż za parkiem znajdują się białe mury kremla. Weszliśmy do środka w przepiękną bramę przechodzącą przez podstawę okazałej dzwonnicy. Wszystkie budynki i zabudowania były śnieżnobiałe z zielonymi dachami i kopułami wież. Sobór Zaśnięcia Matki Boskiej to najcenniejsza budowla Astrachania. Dwukondygnacyjny sobór nakryty zielonym dachem z pięcioma kopulami wznosi się na wysokość 64 metrów, ze skromną barokową ornamentyką na fasadach wygląda imponująco. Obok niego usytuowany jest najstarszy z zachowanych obiektów kremla Pałac Archireja. W oddali po przeciwległej stronie wśród zieleni pięknie utrzymanych trawników, tuż przy bramie św. Mikołaja stoi przeuroczy malutki sobór Trójcy Świętej wybudowany w 1700 roku z pięcioma kopułami wieżyczek przypominającymi cebule. Wśród drzew małego parku skrywa się niewielka kapliczka Czasownika Kryłowa pierwszego igumena klasztoru nazwana na jego cześć. Pięknie zachowały się baszty na murach kremla a każda ma swoją nazwę jest Artyleryjska , Krymska , Żytnia. Co stanowiło dla nas ciekawostkę i wzbudzało zainteresowanie, to dlaczego tyle młodzieży spaceruje po kremlowskich ścieżkach?. Rozwiał ją policjanta tłumacząc Pawłowi, że na terenie kremla wciąż funkcjonują instytucje i uczelnie, stąd tak liczne grupy młodych ludzi wysiadujących ławki i skwery parków. Grzeczny stróż prawa w nienagannym mundurze z żółtymi lampasami spodni, wytłumaczył jak najlepiej wyjechać z miasta omijając centrum. Nie omieszkał zapytać się czy kosztowaliśmy już słynnego astrachańskiego kawioru. Zachęcał abyśmy zajrzeli na wielki targ rybny , co nie powinno stanowić dla nas kłopotu bo będziemy obok niego przejeżdżać. Do samochodu dotarliśmy w ogromnym upale. Słońce świeciło niemiłosiernie, do tego jeszcze cień w którym pozostawiliśmy toyotę uciekł a bezlitosne słońca nagrzało tak wnętrze bjotki , że musieliśmy chwilkę zaczekać aż skwar wyjdzie z kabiny. Wąskimi uliczkami wzdłuż licznych kanałów przemierzaliśmy miasto. Rzeczywiście nie sposób przeoczyć targu rybnego. Jak na światowe centrum handlu rybim diamentem wygląda dość żałośnie. I bliżej mu do slumsów przedmieść niż do miejsca w którym sprzedaje się i kupuje tak szlachetny towar jakim jest czarny kawior. Przeszliśmy targiem kosztując kawioru i wędzonych ryb o dziwnych kształtach. Mnogość gatunków była wręcz nie ograniczona bieługi, białorybice, kilki, szypy, czeczugi, siewrugi wiele gatunków i podgatunków jesiotrów. Wyglądało to bardziej na wystawę w muzeum ichtiologicznym niż zwykły targ , gdyby nie scenografia wokół nas przypominająca ubogie przedmieścia Ałtaju. W tym upale zakup ryb na obiad czy kolację mijał się z celem. Kupiłem słoik kawioru z zastrzeżeniem sprzedawcy, że trzeba go zjeść póki jest świeży , po godzinie byliśmy przejedzeni czarnymi kulkami. Paweł nabył kilka słoiczków z różnobarwnymi kuleczkami na prezenty dla znajomych i dla nas. Na wykwintne kolacje przy świecach z naszymi dziewczynami, jak już będziemy w Polsce by chociaż na chwilkę przypomnieć aromat wszechobecnego zapachu ryb astrachańskiego targu.
Załączniki
Astrachań Kreml
Astrachań Kreml
WP_000247.jpg (81,37 KiB) Przejrzano 3096 razy
Astrachań Kreml
Astrachań Kreml
WP_000244.jpg (74,79 KiB) Przejrzano 3096 razy

Awatar użytkownika
wista-wio
Klubowicz
Posty: 697
Rejestracja: 05 lut 2009, 21:59
Auto: BJ42 3,4D / BJ42 3B / BJ45
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: wista-wio »

koniec drogi ... przed nami step najpierw Kałmucki potem Nogajski
koniec drogi ... przed nami step najpierw Kałmucki potem Nogajski
DSC01498.JPG (63,72 KiB) Przejrzano 3057 razy
Z miasta wychodziły tylko cztery drogi. My przyjechaliśmy z północy od strony Wołgogradu na wschód droga wiodła do Kazachstanu na zachód do stolicy Kałmucji Elisty , a nasz szlak prowadził równiutko na południe do Machaczkały. Zatankowałem zbiorniki do pełna na olbrzymiej stacji Gazpromu w której również było darmowe WiFi. Gdy kończyliśmy pić kawę dołączył do nas gruby kierowca tira. Był bardzo rozmowny i płynnie ze śpiewającym rosyjskim akcentem mówił po polsku. Wyjaśnił nam, że za dziesięć kilometrów skończy się asfaltowa droga i czeka nas step. Po Mongolii już nic nas zaskoczyć nie mogło, tak myślałem. Nawet po piętnastu tysiącach kilometrów pokonanych rosyjskimi drogami nie nabrałem doświadczenia i nie zrozumiałem realiów rosyjskiego świata. Cały czas byłem europejczykiem nie potrafiłem zrozumieć ruskiej mentalności chociaż naprawę bardzo się starałem. Ba … nawet czasem wydawało mi się, że wiem wszystko, że poznałem już rosyjski świat. Niespodziewanie nadchodził zimny prysznic i pękała mydlana bańka mojej pewności siebie. Rosja umie i chyba chce zaskakiwać przybyszów z innego świata, sprawia jej to przyjemność, robi to w sposób celowy i przemyślany. Oczarowuje potęgą swojej przyrody, pokazuje wielkie nowoczesne miasta tam gdzie spodziewamy się zobaczyć lepianki i szałasy. By za chwilę za kilkadziesiąt kilometrów przenieś nas w czasie, cofnąć się o wieki wstecz i ugościć nas strawą w przydrożnej gospodzie żywcem wyrwanej z sienkiewiczowskich powieści. Jedno co jest niezmienne to serdeczność mieszkańców tej ogromnej krainy. Czy to wielka aglomeracja ze stali betonu i szkła czy mała chałupinka w syberyjskiej wiosce, wszędzie spotykała nas gościnność, atencja i zwyczajne dobre serce napotkanych ludzi. Pytałem pana tirowca o bezpieczeństwo, o to czy Dagestan jest spokojny i jak wygląda sytuacja w Czeczeni. Czy bezpiecznie uda się nam przejechać, przez kraje pogrążone w konflikcie nie tylko z władzą rosyjską, ale także sami ze sobą. Andriej bo takie miał imię kierowca. Pokrótce wyjaśnił nam sprawę zamieszek w Dagestanie. Nie minęły jeszcze dwa lata jak rosyjskie wojsko uspakajało między wioskowe waśnie dagestańskich przywódców klanów rodzinnych od lat skłóconych z sobą. Teraz jest spokój zapewniał a nam polakom ze strony jak i rosyjskiej policji czy wojska tak i Dagestańczyków Inguszów Czeczeńców nic nie groziło. Sytuacja w Czeczeni jest jasna miasta są spacyfikowane przez wojsko i policję Kadyrowa a partyzanci rozbici , ukryci są w wysokim Kaukazie zresztą Polaków lubią i szanują zapewniał. Żegnając się z nami wyściskał ile tylko sił miał w ramionach przytulając do wielkiego brzucha. Jak mówił tirowiec tak i się stało tuż za ostatnimi zabudowaniami skończył się asfalt. Nawet były znaki drogowe i informacja mówiąca o kilkuset metrowym objeździe. I ponownie w mojej głowie uruchomił się system europejskiego myślenia, nawet odetchnąłem z ulgą że Andriej się mylił i tylko kilkaset metrów przejedziemy wyboistą drogą. Rzeczywistość okazała się nieubłagalna i po kilkuset metrach i owszem skończyła się piaskowa droga , a przed nami rozciągał się przepiękny, pusty wypalony słońcem kałmucki step. Paweł starym zwyczajem, podróżowania po mongolskich pustkowiach ustawił współrzędne GPS, odczytane z mapy i wjechaliśmy w bezwzględne dla kierowców pustkowie pozbawione zupełnie kompromisów, kierując się na południe do stolicy Dagestanu Machaczkały. Cały czas w duchu myślałem że po kilkudziesięciu kilometrach skończą się bezdroża i wjedziemy w jakąkolwiek drogę. Najpierw liczyliśmy, że to tylko pięćdziesiąt kilometrów jak zapewnił nas kierowca starego Uaza. Potem doliczaliśmy każdy kilometr licząc, że ten to już będzie na pewno ostatnim tego pustkowia. Niestety step ciągnął się po horyzont i nie widać było końca.
Załączniki
step ...
step ...
DSC01505.JPG (86,45 KiB) Przejrzano 3057 razy
na stepie
na stepie
DSC01502.JPG (74 KiB) Przejrzano 3057 razy

Awatar użytkownika
luk4s7
Moderator
Posty: 3395
Rejestracja: 15 gru 2013, 23:32
Auto: Kiedyś znowu pewnie LC
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: luk4s7 »

Ooo raaannyyyy! Dopiero w ten weekend miałem czas żeby na spokojnie przeczytać Twoją relację od początku do końca. Zazdroszczę wyprawy, przygód, spotkanych ludzi i... relacji z synem. Tak właśnie chcę zbudować je ze swoimi dziećmi. Tak, żeby będąc już dorosłe, na myśl o spędzeniu z ojcem miesiąca w ciasnej, trzęsącej budzie, nie dostawały spazmów :)

Ale co najważniejsze - świetnie piszesz! Wielu z nas jeździ tu i tam, paru coś pisze, ale taki styl to już jest absolutny unikat! Wspomniałeś coś wcześniej o książce - będę pierwszym który ją kupi, jeśli tylko będzie taka możliwość. I to nie jeden egzemplarz, bo mam parę osób które chciałbym obdarować.

(Czytałem ostatnio książkę znanego przyrodnika i, choć była ciekawa, to stylem mu daaaaaleeeeeekoooooo!)

Czuję też że przygód było więcej, kilka wątków aż prosi się o rozwinięcie, a inne o choćby jedną fotkę (choćby te wąskie, górskie dróżki nad przepaścią). Czekam więc (nie-)cierpliwie na oficjalne wydanie!

Awatar użytkownika
wista-wio
Klubowicz
Posty: 697
Rejestracja: 05 lut 2009, 21:59
Auto: BJ42 3,4D / BJ42 3B / BJ45
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: wista-wio »

Pan z wydawnictwa w mailu napisał, że jak przewali się gorączka noworoczna to skontaktuje się ze mną :) nie wiem jak to wszystko się załatwia i mam spory dystans do mojej pisaniny o naszych przygodach...
... Paweł wyciągnął przewodniki i rozpoczął czytać o Kałmucji. O tym jak to już w neolicie tereny rozległych stepów zostały zasiedlone przez koczownicze ludy. Potem przyszli tu Scytowie, Sarmaci, Alanowie, Chazarowie, Kipczakowie ale żaden z tych ludów nie osiadł na tym terenie na stałe. Traktowali nadkaspijską równinę jako szlak transportu towarów z Kaukazu i Morza Kaspijskiego w cywilizowany świat. Dopiero w XIII wieku Złota Orda opanowała tą pustą krainę wypaloną słońcem, i po trzystu latach w XVI wieku ustąpiła napierającym wojskom moskiewskiego państwa. Tak to w XVII stuleciu uzyskując zgodę cara Mongołowie z plemienia Ojratów wypędzeni z rejonu zachodnich Chin stali się z czasem rdzenną ludnością Kałmucji. Założyli swój Chanat i zobowiązali się do służby wojskowej w carskim wojsku. W 1685 roku wielu żołnierzy kałmuckich znalazło się w szeregach armii Jana III Sobieskiego i brało czynny udział w wojnie przeciw Turcji i czambułom tatarskich jeźdźców. Nie spodobało się to Carowi za karę sojuszu z Polską część ludności Kałmucji została zmuszona do powrotu do Chin, a Chanat uległ likwidacji. Pozostałych Kałmuków zrównano w prawach z Kozakami co było dla nich upokorzeniem gdyż stanowili wyższą warstwę społeczną. Z historycznych dyskusji wyrwał nas głośny huk tłumika. Pod wpływem wysokiej temperatury ponownie rozleciały się prowizorycznie zreperowane rury pod samochodem. Silnik wył niemiłosiernie, nie sposób było pozbierać myśli. Zatrzymałem się a Paweł wyciągnął koc bo na gorącym piachu nie można było się położyć , tak był gorący że parzył nawet przez podeszwę trampek. Po chwili stania obok auta gorący piasek zmusił Pawła na zmianę obuwia. Nie dało się chodzić w klapkach ani kroksach, cienka podeszwa w żaden sposób nie chroniła stopy od gorącego piachu. Nagle na tym pustkowiu na którym od kilku godzin nie widzieliśmy żywego ducha tuż obok nas zatrzymał się terenowy mercedes i dwóch młodych chłopaków zaoferowało swoją pomoc. Grzecznie podziękowałem tłumacząc błahostką naszą awarię. Los jednak bywa zabawny i przyszło nam jeszcze raz spotkać czarnego mercedesa i młodych mieszkańców Machaczkały. Tym razem to my pomogliśmy Dagestańczykom , ich auto zakopane było po szyby w miałkim piachu. Bez większych problemów udało się naszej toyocie wyciągnąć czarnego suva, czym zaskarbiliśmy sobie przyjaźń mieszkańców stołecznego miasta… jak nas zapewnili piaskowi topielce. Zostawili nam swój numer telefonu, adres i przyobiecali jak byśmy cokolwiek potrzebowali lub mielibyśmy jakiekolwiek problemy mamy po prostu dzwonić. Gdziekolwiek będziemy w Dagestanie oni nam przyjdą z pomocą. Więcej samochodów nie spotkaliśmy na tym pustkowiu, nie minął nas już żaden pojazd. Dzikim niekończącym się szlakiem wjechaliśmy w rozpalony do białości słońcem Step Nogajski. Na błękitnym niebie nie było nawet pasemka chmur i tylko srebrzysto żółty talerz rozgrzewał wszystko wokół do bardzo wysokiej temperatury. Dosłownie wszystko, kierownica, oparcie, bok drzwi parzyły. Z pod maski i deski rozdzielczej wydobywał się zdwojony żar buchając nam prosto w twarz, zabierając resztki powietrza. Paweł co chwilę moczył czapki w wodzie, ale chłodziły tylko przez moment , zaraz po kilku minutach na powrót były suche. W sypkim piasku co chwilę koła boksowały i już przestałem wyłączać przedni napęd. Jechaliśmy napędzani wszystkimi czterema kółkami. Krajobrazów nie było do podziwiania, opanowała nas monotonność równin. Zupełnie inaczej jak w Mongolii gdzie na horyzoncie pokazywały się pasma gór. Tu było płasko jak na korcie tenisowym czy ogromnym boisku… zupełna płaska pustka. Otwarta przestrzeń ograniczona tylko horyzontem i naszą wyobraźnią. W tym piekle kilometry dłużyły się w nieskończoność , nie przekraczaliśmy dwudziestu kilometrów na godzinę , a trzeci bieg włączałem sporadycznie. Paweł sprawdzał co chwilę mapę i GPS odszukał i zlokalizował nasze położenie. Do pierwszej miejscowości Susiak było jeszcze około dwieście kilometrów. Pomyślałem, jeśli nie wjedziemy na utwardzony szlak lub jakąkolwiek drogę , nie ma mowy abyśmy dzisiaj dojechali do brzegów Morza Kaspijskiego. No cóż nie pierwszy raz przyjdzie nam nocować na pustkowiu.
Załączniki
znaleźliśmy szlak :D
znaleźliśmy szlak :D
DSC01524.JPG (72,88 KiB) Przejrzano 3017 razy
a w plecy parzy ;)
a w plecy parzy ;)
DSC01510.JPG (75,55 KiB) Przejrzano 3017 razy

Awatar użytkownika
wista-wio
Klubowicz
Posty: 697
Rejestracja: 05 lut 2009, 21:59
Auto: BJ42 3,4D / BJ42 3B / BJ45
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: wista-wio »

DSC01526.JPG
DSC01526.JPG (78,44 KiB) Przejrzano 2981 razy
W oddali mój pilot dostrzegł coś, co w pierwszej chwili wydawało się czymś niemożliwym. Tu, na tym gorącym pustkowiu nie ma życia, nie ma prawa nic żyć. To co przed minutą zdawało się być pustynnym mirażem po chwili okazało się rzeczywistością. Wjechaliśmy autem w olbrzymie stado owiec i baranów. Wśród tego morza zwierząt wyłonił się człowiek , nieprawdopodobnie szczupły wręcz chudy wysuszony jak kabanos. Bardzo wysoki wsparty na długim sękatym kiju pasterz. Był ogorzały i cały pomarszczony o twarzy owianej wiatrem , spalonej słońcem w kolorze identycznym jak ziemia po której stąpał. Tylko oczy tego człowieka jaśniały blaskiem, żywe, wesołe, błyszczące witały nas ogromną radością. Jego zgrabiała czerstwa dłoń ścisnęła mnie bardzo serdecznie. Miał na imię Ilia i był Dagestańczykiem zajmował się wypasem owiec, ogromnego stada liczącego ponad dwa tysiące sztuk. Po kilku minutach przybiegły do nas trzy nieduże kudłate psy. To moi pomocnicy pochwalił swoje zwierzaki pasterz. Ten czarny największy tu Jura przedstawił psa, on tu jest szefem bez niego bym sobie nie poradził wyjaśniał człowiek stepu. Pochylił swe wysuszone, długie na dwa metry ciało i pogłaskał po karku łaszącego się psiaka. A ten uszczęśliwiony podskoczył błyskawicznie pobiegł na skraj olbrzymiej chmary zwierząt oszczekując spóźniające się owieczki. Wyglądało to tak jakby chciał nam zademonstrować swoje umiejętności i to jaki jest ważny wśród setek baranów jak pomaga swojemu panu. Chociaż miałem wrażenie, że relacje pomiędzy zwierzęciem i człowiekiem nie polegały na wzajemnej uległości psa pod panem. Raczej współtowarzysza, pryjaciala dzielącego po równo swoją pracę dolę i życie w tych nieludzkich warunkach. Poczęstowałem papierosem stepowego pasterza owiec. Ilia opowiedział nam o sobie, swojej pracy, zwierzętach i o stepie. Jedzenia nie chciał, natomiast bardzo ucieszył się z butelki wody , którą mu podałem. Wskazał ręką na odchodzące stado… pożegnał się podziękował za wodę i odszedł w step za swoimi podopiecznymi owcami oszczekiwanymi przez psiaki. Widząc nas odjeżdżających z daleka na pożegnanie podniósł swą wysuszoną rękę w której trzymał długą sękatą laskę. No to jeszcze osiemdziesiąt kilometrów i będzie asfalt , powtórzył po Dagestańczyku uradowany Paweł. Jedziemy cały czas na południe dodał wyznaczając dłonią kierunek. Humor mojemu pilotowi powrócił , najwidoczniej wiadomość Ilii o tym jaka pozostała nam odległość do pokonania stepu, bardzo ucieszyły i uspokoiły Pawła, oraz to że podążaliśmy w prawidłowym kierunku. Jak zapewniał pastuszek, po trzech godzinach piaskowych szlaków i pokonanych osiemdziesięciu pięciu kilometrach wyjechaliśmy na asfaltową drogę. Przeżyliśmy z Pawłem pewnego rodzaju dejavu z tą różnica, że w Mongolii wokół widzieliśmy góry a tutaj było płasko jak na stole. Ale droga asfaltowa była identyczna.
Załączniki
Ilia
Ilia
DSC01528.JPG (103,04 KiB) Przejrzano 2982 razy

Awatar użytkownika
wista-wio
Klubowicz
Posty: 697
Rejestracja: 05 lut 2009, 21:59
Auto: BJ42 3,4D / BJ42 3B / BJ45
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: wista-wio »

DSC01543.JPG
DSC01543.JPG (85,45 KiB) Przejrzano 2949 razy
Dwa kilometry cieszyliśmy się beztroską jazdą i równą drogą. Z daleka dostrzegłem dziwne zabudowania i błyskające na przemian to czerwone to znów niebieskie światło. Po chwili wypatrzyliśmy czołgi i samochody pancerne. Stały wśród najprawdziwszych fortyfikacji bo właśnie tym były owe zabudowania wokół kręcili się żołnierze rosyjscy i policjanci. Wszyscy w hełmach i kamizelkach kuloodpornych, na ich piersiach spoczywała długa broń. Nie była przewieszona przez plecy ale z przodu gotowa do strzału. Obraz przypominał migawki z wiadomości telewizyjnych mówiących o konfliktach zbrojnych, akcjach wojska i policji przeciw terrorystom. Wyglądało to wszystko bardzo groźnie i nie trzeba być specjalistą od wojskowości by zauważyć że trzymana broń wymierzona była w nadjeżdżające samochody a żołnierze przygotowani na wszystko gotowi do walki. Dziwne uczucie , wolniutko wjechaliśmy w bramki wykonane z ciężkich szyn kolejowych. Jezdnia rozdzielona była grubymi tymiż samymi szynami co zastawy drogowe i bramki. Po obu stronach samochodowego szlaku stali żołnierze a ich broń spoczywała na stalowych belkach. Sprawiała wrażenie przygotowanej w każdej chwili do użycia. Nad jezdnią z każdej strony były kilkumetrowe opancerzone wieżyczki strzelnicze z których sterczały ciężkie karabiny maszynowe. Całość domykały cztery czołgi i dwa wozy pancerne także uzbrojone w karabiny i strzelców na wieżyczkach. Zatrzymałem auto przed pierwszym patrolem wojska , ale oni machnęli na mnie ręką i kazali dalej jechać. Zatrzymała nas czarna policja , usłyszałem ,,wot czort, smatri Sasza Paliaki tu prijechali,, i po chwili z uśmiechem dodał ,,zdrastwójtie rebiata at kuda wy Jedut,, podałem mu paszporty odpowiadając, że jedziemy z Mongolii i Syberii i chcemy dostać się do Gruzji . Przez szybę zajrzał do naszego samochodu, oddał paszporty i wskazał drogę którą powinniśmy jechać. Nic od nas nie chcieli żadnych dokumentów samochodu otwierania bagażnika przeglądania walizek kontroli bagaży absolutnie nic. Powiedzieli tylko byśmy uważali na siebie życzyli wszelkiej pomyślności i to wszystko… Wjechaliśmy do miasteczka Tarumovka , dziwne to było miejsce. Ogromne skupisko ludzi przy drodze sprzedających wszystko. Czegoż tu nie było blaszane piecyki, dywany, wiadra, miski, ubrania, buty, koła, opony, felgi, kołpaki, łopaty, widły, meble, stoły i krzesła istny przydrożny bazar zarzucony dziwnymi narzędziami. Między tym wszystkim usypane całe góry arbuzów i kolorowych melonów mieniły się żółcią i zielenią sterty owoców, jak koralikami przetkane czerwienią pomidorów, brzoskwiń i pomarańczy. Przed jedną z takich owocowych gór zatrzymałem auto , Paweł poszedł kupować owoce na obiad. Mała dziewczynka sprzedająca melony speszyła się widokiem dziwnego barczystego zarośniętego blondyna, wystraszona zawołała ojca. Gruby niski Dagestańczyk zgromił wzrokiem małą ekspedientkę, która już ośmielona sama wybrała arbuza i żółtego melona. Wytłumaczyła przy tym Pawłowi jak sprawdzać owoce czy są dobre. Arbuza się obstukuje i słucha dźwięku a melona wąchamy czy ładnie pachnie. Ma coś w sobie ten mój pilot od razu zyskuje sympatię dzieciaków wzbudza zaufanie i z łatwością nawiązuje kontakt wystarczy , że otworzy dziób. Ale jak się dogaduje nie znając języka tego nie wiem. Uradowany wtaszczył do toyoty dwa owoce , każdy ważył co najmniej dziesięć kilogramów. Z trudem udało nam się zjeść ogromnego kawona. Wszystko w samochodzie było zachlapane słodkim sokiem i dojrzałym miąższem owocu. Siłą rzeczy , melon pozostał na kolację.
Załączniki
DSC01553.JPG
DSC01553.JPG (107,5 KiB) Przejrzano 2949 razy

Awatar użytkownika
wista-wio
Klubowicz
Posty: 697
Rejestracja: 05 lut 2009, 21:59
Auto: BJ42 3,4D / BJ42 3B / BJ45
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: wista-wio »

nasze dzielne autko
nasze dzielne autko
DSC01545.JPG (96,51 KiB) Przejrzano 2925 razy
Wyjeżdżając z tej dziwnej osady ponownie wjechaliśmy w wojskowe rogatki i twierdze obronne. Znowu ślimaczym tempem przejechaliśmy stalowe zapory wokół których krążyli uzbrojeni po zęby żołnierze i policjanci. O centymetry minęliśmy czołg stojący w gotowości bojowej. Nikt nie chciał od nas paszportów ani dokumentów, dziwiło mnie to czemu inne auta i ich kierowców kontrolują a nas nie. Sprawa wyjaśniła się przed kolejnym miasteczkiem. Ponownie stalowe sztaby i zapory na jezdni zwinięte kolczatki i uzbrojeni w karabiny maszynowe ruscy sołdaci. Wzdłuż jezdni czołgi i samochody pancerne, stalowe bunkry i dziwne działka. A nas znowu nie kontrolują. Jak się okazało pomogła nam w przemierzaniu przyczółków obronnych nasza flaga biało - czerwona która była przymocowana do zderzaka, i nasz europejski wygląd. Najwidoczniej dla rosyjskiego ładu i porządku w republikach kaukaskich nie stwarzaliśmy najmniejszego zagrożenia. Jednak dla nas uzbrojeni wręcz opancerzeni i gotowi do strzału żołnierze byli czymś wyjątkowym i niesamowitym. Ja w swoim życiu przeżyłem już podobne widoki, kiedy to w Polsce panował Stan Wojenny. Na Pawle uzbrojone patrole i fortyfikacje przy rogatkach miast robiły ogromne wrażenie, były czymś niespotykanym. Widziałem jak ta cała sytuacja na niego działa jak porusza jego zmysły. Byłem przekonany , że mój syn czuje obawę a nawet strach . Jakież było moje zdziwienie gdy nagle Paweł oznajmił mi, że obecność wojska i policji uzbrojonej po zęby sprawia że czuje się bezpiecznie i wcale mu to nie przeszkadza.
Podobnie było przed kolejnym miasteczkiem Babayunt , stalowe blokady, karabiny, czołgi, fortyfikacje…powoli przyzwyczajaliśmy się do dagestańskiej rzeczywistości. Tu w tym kaukaskim państwie podobno nadal zdarzają się porwania cudzoziemców dla okupu. Wciąż dochodzi do walk pomiędzy różnymi grupami narodowościowymi. Ktoś kiedyś napisał ,,jeśli Kaukaz to tygiel świata, to Dagestan jest tyglem Kaukazu,,. Na małej powierzchni 50 tysięcy kilometrów żyje dwa i pół miliona mieszkańców, należących do ponad trzydziestu grup narodowościowych żyją tu Awarowie, Dargijczycy, Kumycy, Lezginowie, Lakowie i wiele, wiele innych nacji . Na obszarze sześciokrotnie mniejszym od naszego kraju zamieszkuje kilkadziesiąt grup etnicznych. Spośród których czternaście wyróżnia się statusem ,,narodów paszportowych,, i wszyscy są ze sobą w jakiś sposób skłóceni. Każdy naród chce dominować na tym malutkim skrawku ziemi. Stąd niekończące się waśnie i rodowe awantury. Do tego wielu mieszkańców sprzyja Czeczenom czego wielka Rosja nie mogła znieść wprowadzając specyficzny stan wyjątkowy. Niby wszystko jest pod kontrolą władz rosyjska policja i armia panuje nad sytuacją. Zamieszki i starcia zostały uspokojone , jednak na każdym kroku można dostrzec , że znajdujemy się w kraju który ani na chwilę nie przestaje być gotującym się kotłem. Wystarczy mała iskra by wszystko wybuchło ze zdwojoną siłą na którą tylko czekają ekstremiści islamscy zwani tu Wahabitami. I pomyśleć, że jeszcze na początku naszej ery była to chrześcijańska część świata wchodząca w skład Kaukaskiej Albanii. Później do X wieku kraina należała do chanatu chazarskiego który to rozpadł się w pył pod naporem islamu. Dziejowym problemem regionu zawsze była mnogość niewielkich państewek takich jak Chanat Awarski , Tabesaran , Emirat Derbeński, Chanat Chazarski , które nigdy nie doszły do porozumienia i każde z osobna stawiały czoła najpierw Tatarom a potem Persji i potężnej w owych czasach Turcji z czasem im ulegając. Walki trwały nieustannie do roku 1813 kiedy to całość terytorium Dagestanu zostało przyłączone do Rosji. Wielkie imperium natychmiast rozpoczęło budowę twierdz co w tym rejonie było czymś absolutnie nowym nie znanym. Do dzisiaj miasta, które powstały wokół warowni są ,,ciałem obcym,, w tym kraju. Wszystkie leżą na przedgórzu nie różniąc się niczym między sobą. Nie znajdziemy w nich zabytków, starych budowli, architektonicznego kunsztu charakterystycznych kościołów jakie spotkamy w Gruzji. Cały wspaniały historyczny Dagestan ukryty jest w wysokich górach pochowany w uroczyskach , rozsypany po niedostępnych aułach. I właśnie w ten świat chcieliśmy chociaż na chwilkę zerknąć.


niestety zdjęć z tego dnia jest mało a czemu ... opowiem :twisted:
Załączniki
jedna z pierwszych kontroli
jedna z pierwszych kontroli
q12.jpg (64,96 KiB) Przejrzano 2925 razy

Awatar użytkownika
wista-wio
Klubowicz
Posty: 697
Rejestracja: 05 lut 2009, 21:59
Auto: BJ42 3,4D / BJ42 3B / BJ45
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: wista-wio »

Morze Kaspijskie ...kąpiel Pawła
Morze Kaspijskie ...kąpiel Pawła
DSC01569.JPG (68,3 KiB) Przejrzano 2894 razy
Ponownie minęliśmy kilkanaście uzbrojonych i ufortyfikowanych kontroli woskowych. Każdy wjazd i wyjazd z miasta zmuszał nasze auto do przejechania wąskich stalowych zapór. Z czasem przyzwyczailiśmy się do karabinów, czołgów i całego tego wojskowego arsenału wymierzonego w przejeżdżające samochody. Nie wiem czy posterunki pomiędzy sobą wymieniają informacje o przejechanych rodzajach aut i narodowościach osób w nich jadących. Ale już na czwartej fortyfikacji żołnierze nie podchodzili do nas , a widząc nadjeżdżające auto z biało czerwoną flagą lufy karabinów przeciągali na plecy nie mierząc w naszym kierunku. Zdarzało się nawet kilka razy że machali nam przejeżdżającym obok ich budek kontrolnych w przyjaznych gestach. W miasteczku Suslak zatankowałem auto za niewiarygodnie niską cenę. Litr ropy kosztował jeden złotych pięćdziesiąt sześć groszy, tak tanio oleju napędowego nigdy nie tankowałem. Aby tego było mało stacja Petrol dysponowała nowoczesnym dyskontem handlowym i małą kawiarenką z darmowym WiFi. Poczuliśmy się jak w europie, pyszna kawa Internet miła obsługa i to po angielsku. Co ważniejsze ceny produktów i towarów jeszcze pozytywniej wpływały na nasz humor. Do tego w łazience potłukłem szklaną półkę pod lusterkiem a pani ekspedientka miast opierniczyć mnie i żądać zapłaty jeszcze mnie przeprosiła i pytała czy nic mi się nie stało, bacznie patrząc na ręce czy aby na pewno nie jestem skaleczony.
Zameldowaliśmy się w domu znaczy w leśniczówce, że żyjemy i że u nas wszystko w najlepszym porządku Paweł wrzucił kilka zdjęć na fejsa. Ta chwila pobytu na stacji benzynowej zamieniła się w prawie dwie godziny, słońce powoli zaczęło zbliżać się ku horyzontowi gdy wjechaliśmy nad samiutki brzeg Morza Kaspijskiego. Było cudownie, gorące fale opłukiwały nasze zakurzone cielska. Na plaży obok nas były jeszcze dwie pary ale jak tylko rozpoczęliśmy kąpiel naprędce spakowały swój majdan i odjechały w pośpiechu. Przez głowę przeszła mi myśl, że może w tym miejscu, na tej plaży nie wolno się kąpać? Tym bardziej, że minęliśmy otwarty co prawda szlaban ale zawsze, i autkiem przejechałem zapory betonowo-stalowe podobne do tych jakie widziałem na Wale Pomorskim, takie blokady czołgowe. Niebawem podszedł do nas młody człowiek w wojskowym podkoszulku. Miał pełną buzię złotych zębów. Niepewnie podał mi rękę cały czas wzrokiem badając nas kto my właściwie jesteśmy. Jego twarz przybrała wyraz niepewności a uśmiech zamienił się w grymas. Powoli po rosyjsku zacząłem mu tłumaczyć kim jesteśmy skąd przyjechaliśmy i dokąd zmierzamy. Z każdym moim słowem pogodniał a twarz z powrotem zrobiła się serdeczna uzbrojona w szeroki szczery uśmiech, obnażając pół kilograma złota. Przedstawił się, mój zawod Rasuł i zaraz dodał jestem Dagestańczykiem i pilnuję tu plaży, ale jeśli chcecie możecie u mnie zostać na noc – zaproponował. Opowiedział nam o wojnie o tym jak dwa lata temu za tymi betonowymi zaporami zginął jego przyjaciel i kuzyn. Pytałem z kim walczyli i o co ? Odpowiadał, tłumaczył pełen ekspresji i bez skrywanego przejęcia. Bardzo gorąco gestykulował całym niewielkim ciałem. Momentami w ogóle go nie mogłem zrozumieć. W końcu zapytałem czy walczyli z Rosjanami i czy to Rosja prowadziła tę wojnę? Stanowczo zaprzeczył , obruszył się nawet mówiąc, że to dopiero wojska rosyjskie zapewniły spokój i pokój w regionie, i to tylko dzięki mim znaczy Rosjanom w Machaczkale nie zginęli ludzie. Gdy zaproponowałem mu wspólny posiłek i kolację speszył się i powiedział, że idzie do wartowni po aparat by z nami zdjęcia sobie zrobić. Wskazał miejsce na plaży gdzie mogę rozbić obóz. Jednocześnie zapewniając nas o tym, że możemy spać spokojnie. Zapewniał nas że, jest tu bezpiecznie i niczego nie musimy się obawiać. Na kolację była zupa z suszonego mięsa i smażony rosyjski boczek. Rasuł już do nas nie przyszedł , może obowiązki mu nie pozwoliły?, gdzieś pojechał? a może poszedł spać tego nie wiem, więcej go nie widzieliśmy. Noc nad morzem Kaspijskim to piękne przeżycie w niesamowitym miejscu. Wokół jest ciepło i tylko orzeźwiająca bryza, powiew pachnącego powietrza od otwartego morza wpada wraz z chłodem do namiotu. Cudowne są widoki morskich fal na tle coraz bardziej granatowego nieba. I ten widok rozświetlonej tysiącami świateł Machaczkały wprawiał mnie i Pawła w nastrój istnie bajkowych scenerii krajobrazu. Tuż przed świtem zszedłem z dachu auta, Paweł nie dał się namówić na poranną kąpiel wolał odespać ciężki dzień podróży w stepie nogajskim i dziesiątki kontroli wojska i policji rosyjskiej. Trudno chce spać niech śpi, ja idę popływać w zadziwiająco spokojnym morzu rozkoszowałem się wschodem słońca. Wielka czerwona tarcza powoli wyłaniała się zza horyzontu dając krwistą poświatę granatowej tafli morskiej toni obsypując czerwienią drobne fale. By za kilka minut oblać złotem cały horyzont kaspijskiego morza i zamienić purpurowy granat w złocisty błękit. Ależ to była wspaniała kąpiel ciepła woda unosiła mnie z łatwością na swej tafli. Fale które z każdą chwilą nadchodzącego dnia intensywniały przybierając na sile bujały mną jak w ogromnym hamaku. Wyglądało to tak jakby całe morze budziło się ze snu i spokojne wody przeciągały się wzburzając coraz mocniej spokojną dotąd toń. Wyprzedzały się nawzajem to znów goniły napierając z impetem falą na brzeg. Przelewały swe wody jedne przez drugie i znów przez kolejne niesione z morskim wiatrem tworzyły bałwany ulepione z morskiej piany. W latach mojej młodości morze Kaspijskie miało nieco mniejszą rangę wśród wielkich morskich akwenów i na lekcjach geografii nazywaliśmy je największym jeziorem świata , pozbawionym dostępu do innych mórz czy oceanów. Dzisiejsze królestwo azjatyckiego Neptuna jest reliktem niegdysiejszego olbrzymiego oceanu Tetydy, który w erze karbonu oblewał wielki kontynent Laurazji. Z upływem milionów lat ów ocean zamienił się w morze Sarmackie sięgające swym brzegiem Karpat, Kaukazu… aż po Pireneje. Dziś z tych wielkich wód pozostały trzy spore morza i kilka mniejszych. Morze Czarne, Śródziemne i Kaspijskie na stałe odcinając te ostatnie od swych brzegów zamykając je poród stepów Azji.
Załączniki
wschód słońca nad Morzem Kaspijskim
wschód słońca nad Morzem Kaspijskim
DSC01600.JPG (57,01 KiB) Przejrzano 2894 razy

Awatar użytkownika
wista-wio
Klubowicz
Posty: 697
Rejestracja: 05 lut 2009, 21:59
Auto: BJ42 3,4D / BJ42 3B / BJ45
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: wista-wio »

Pawełek pichci kolację ;)
Pawełek pichci kolację ;)
DSC01591.JPG (86,59 KiB) Przejrzano 2865 razy
Śniadanie było proste, zjedliśmy pozostałości po wczorajszej kolacji zapijając pożywny boczek ohydną kawą. Gorszą robi tylko Staszek chociaż i ta była wstrętna. Często zastanawiam się czemu wyprawowe kawy mają smak gorzkiej czarnej cieczy pozbawione wspaniałych aromatów królewskich napojów parzonych w leśniczówkowej kuchni. Są mocne nawet od czasu do czasu zdarza się że ulatuje z nich jakiś zapach i przy dobrej woli można go porównać do kawy. Potrafią postawić zmęczonego podróżnika na nogi i pomóc w dalszej jeździe dodając energii i spychając zmęczenie gdzieś daleko w głąb ciała … Niby wszystko 0k poza smakiem, są po prostu okropne. Pozostałą część pośniadaniowego czarnego napitku Paweł zlał do termosu na dalszą drogę. Czekaliśmy chwilkę na Dagestańczyka Rasuła , ale nie przyszedł. Paweł skończył składać namiot na dachu ja spakowałem cały obóz , wypatrując naszego gospodarza ruszyliśmy powoli omijając betonowe czołgowe zapory. Szlaban zastaliśmy otwarty, ale naszego znajomego nie było, widocznie musiał zająć się czymś innym i na nas nie zaczekał, trudno wjechałem na asfaltową drogę wiodącą do stolicy Dagestanu Machaczkały. Przed samym miastem zatrzymał nas uzbrojony patrol wojskowy, nie chcieli dokumentów paszportów nic. Oficer poprosił mnie abym z nim chwilę porozmawiał. Ostrzegł nas, że stolica Dagestanu bywa niebezpieczna, że nadal zdarzają się zamachy bombowe i musimy być ostrożni. Opowiedział o ostatnim incydencie w którym zginęło wielu ludzi . W samym centrum miasta tuż przed restauracją szesnaście osób w zamachu bombowym poniosło śmierć a wielu było rannych. Wspomniał także o tym , że kilka tygodni temu udało się służbom rosyjskim zlikwidować ośmiu ekstremistów planujących serię zamachów w Machaczkale. Nie miałem powodów by oficerowi nie wierzyć. On widząc moje zmieszanie niepewność a może nawet przerażenie. Poklepał mnie przyjacielsko po ramieniu i powiedział, że w żaden sposób nie chce mnie przestraszyć czy zniechęcić do podróżowania , ale uważał za swój obowiązek nas ostrzec. Dodał że za miastem na prowincji jest bezpieczniej i dla nas polaków kaukascy górale są bardzo przyjaźni. Zapytał jeszcze czy chcemy wjechać w wysoki Kaukaz Dagestanu. Pokazałem na mapie żołnierzowi jak zamierzamy dojechać do Czeczeni i Groznego i co chcemy zobaczyć w górach, pokiwał głową ponownie poklepał mnie po ramieniu, życzył powodzenia i odjechał swoim skotem w przeciwną stronę.
Załączniki
rosyjski SKOT BTR chyba
rosyjski SKOT BTR chyba
03.jpg (78,52 KiB) Przejrzano 2865 razy

Awatar użytkownika
wista-wio
Klubowicz
Posty: 697
Rejestracja: 05 lut 2009, 21:59
Auto: BJ42 3,4D / BJ42 3B / BJ45
Kontakt:

Re: SYBERIA 2014 - KULCZYNA TEAM

Post autor: wista-wio »

:idea: :idea: :idea:
DSC01622.JPG
DSC01622.JPG (81,26 KiB) Przejrzano 2834 razy
Załącznik DSC01622.JPG nie jest już dostępny
Machaczkała to spore miasto u podnóża wielkiego Kaukazu. Perspektywa aglomeracji miejskiej na tle skalistych masywów górskich, które wypełniają całe tło, nieprawdopodobnie urzekają zbliżającego się podróżnika. Jest to widok wprost niesamowity. Wydaje się, że domy i wieżowce są jak kolorowe graffiti naniesione na skałach i zboczach górskich, których szczyty przykrywają białe czapy lodowca. Stolica Dagestanu jest bardzo ważnym węzłem komunikacyjnym pomiędzy Rosją a Azerbejdżanem i Iranem. Stanowi jeden z ważniejszych portów morza kaspijskiego. Sama historia stołecznego miasta sięga niezbyt odległych czasów. Założono je w 1844 roku jako rosyjską twierdzę na szlaku handlowym i otrzymała nazwę Pietrowskoje na cześć cara Piotra I. Ciekawostką może być to, że już w 1919 roku działała w mieście Polska placówka dyplomatyczna o charakterze konsularnym. Obecną nazwę miasto otrzymało w 1921 roku dla upamiętnienia dagestańskiego rewolucjonisty Machacza Dachajewa i z czasem warownia zamieniła się w centralną siedzibę republiki dagestańskiej zabierając status stolicy miejscowości Temir-Chan-Szura (obecnie Bujnack). Machaczkała pełni w regionie spory ośrodek kulturalno naukowy. Wyższą uczelnię reprezentuje uniwersytet państwowy a ponadto sto szkół różnego rodzaju kształci dzieci i młodzież kaukaskich republik. Wiele teatrów, kin, muzeów a nawet filharmonia dostarcza kulturalnych rozrywek mieszkańcom . Istnieje w mieście i okolicy biorąc pod uwagę warunki dagestańskiej gospodarki dość rozwinięty przemysł. Działają tu przede wszystkim spore rafinerie naftowe , zakłady tekstylne i fabryki produkujące maszyny do budowy dróg a także ciągniki. Miasto wręcz ociera się o brzeg morza od wschodu a od południa dotyka stóp wielkiego Kaukazu. Góry wprost wpadają swymi kamiennymi stokami na przedmieścia osłaniając całą południową część Machaczkały. Postanowiliśmy troszkę po kluczyć górskimi ścieżkami i do Czeczeni wjechać od południa omijając główną arterię. Wspaniałe widoki północnego Kaukazu rekompensowały nam kręte niebezpieczne kamieniste szlaki, utkane dziesiątkami wybojów i licznymi wyrwami, które pokonać można było tylko osiołkiem lub takim samochodzikiem jak nasz. Mijaliśmy kolejne małe miasteczka i wioski Bujnacks Lewaszi Khunzakh Botlikh. Zbyt mało wiedzy posiedliśmy przygotowując się do wyprawy by rozpoznać, czy chociaż zorientować się we wszystkich spotykanych grupach etnicznych tego wielokulturowego kraju. Z pewnością spotkaliśmy Azerów, Awarów, Tatów, Rutułów, Nogajów, Lezginów, Laków, Kumyków, Godoberyńców, Didojców, Andyjczyków i wiele innych nacji których nawet nazw nie znam a te wymienione przeczytałem w jednej z publikacji pana Macieja Falkowskiego bo o rozpoznaniu poszczególnych przedstawicieli wymienionych narodów nie mogło być mowy. Kiepscy z nas etnografowie i znawcy kultury Kaukazu. Jednak samo przejechanie i zobaczenie górskich krain tej tajemniczej i jak niektórzy mówią niebezpiecznej części świata uznawaliśmy za nasz osobisty sukces. Nacieszyć oczy widokiem zapomnianych przez wielki nowoczesny świat górskich wiosek, żywcem wyjętych z średniowiecznych książek Komudy i fantastycznych powieści Sapkowskiego. Spróbować zaczerpnąć powietrza kultury krain które przemierzaliśmy. Poczuć chociaż przez moment zapach minionych bezpowrotnie epok, które w tych krajach tętnią jeszcze życiem. Pozbawionym gonitwy za wszechobecnym w naszym świecie pieniądzem, gdzie przybysz jest gościem a nie sakiewką pełną dukatów. Zapewne były to tylko nasze spostrzeżenia wszak ten kraj targają liczne niepokoje i waśnie narodowe. Mieszkańcy Dagestanu cały czas czują brzemię państwa moskiewskiego , które z jednej strony stara się narzucić swoja władzę a z drugiej zapewnia pewną stabilizację i powstrzymuje waśnie i walki małych narodów i państewek rozsypanych pośród skał Kaukazu. Zjeżdżając z gór w stronę Czeczeni nie czuliśmy niechęci a tym bardziej wrogości ze strony spotkanych dagestańskich górali. Ani przez moment nie miałem poczucia zagrożenia, czy strachu wszędzie gdzie pojawił się nasz czerwony samochodzik wzbudzał tylko ogromne zainteresowanie a nasza obecność spotykała się z gościnnością górali kaukaskich. Niezauważenie minęliśmy granicę dagestańsko-czeczeńską, dopiero za wsią Vedeno gdy wjechaliśmy w podgórze napotkaliśmy liczne posterunki wojskowo policyjne. Powtórzyła się sytuacja z rogatek miejskich Dagestanu. Identyczne ufortyfikowane strażnice karabiny i czołgi powitały nas i nasze auto. Wszystkie kontrole przebiegały bardzo sprawnie bez zbędnych pytań dociekań i głupawych wyjaśnień – jedno zapytanie Palaki ? tak Polacy gdie wy jedut ? do Groznego i wszystko. Minęliśmy wieś Shali i tu z kolei zupełne zaskoczenie. Policjanci ubrani jak w europie niebieskie koszule granatowe spodnie, bez hełmów kamizelek kuloodpornych długiej broni ciężkiego sprzętu. Nie było stalowych zapór, ufortyfikowanych gniazd karabinów maszynowych, czołgów, pojazdów pancernych, tylko osobowe radiowozy i pistoleciki u pasa. Z uśmiechem, na moje pytanie o drogę pan policjant wskazał nam kierunek w lewo i dopowiedział ; do Groznego około dwudziestu kilometrów pożyczył jeszcze szczęśliwej drogi. Wjechaliśmy w szeroką arterię, nowiutki asfalt miał doprowadzić nas do stolicy Czeczeni Groznego. Kilka kilometrów przed miastem przejechaliśmy pod ogromną marmurową bramą z wysokimi wieżami po bokach zwieńczonymi złotymi kopułami na ścianach których widniały wielkie portrety Putina i Kadyrowa. Przedmieścia stolicy Czeczeni to rozległe osiedla cztero i dwu piętrowych bloków. W ich tle majaczyły ogromne wieżowce zbudowane ze szkła stali granitów i marmurów. Z lewej strony drogi ciągnął się szczelny płot zasłaniając plac budowy. Ponad nim wznosiła się złota kopuła budynku przypominająca meczet była ogromna i błyszczała w słońcu blaskiem odbijając promienie.
Załączniki
centrum Grozny
centrum Grozny

ODPOWIEDZ