Szkoda, że termin pokrył się z Yotą...
.
ale w kilku ciepłych słowach streszczę com widział i przeżył.
Love Peace Zmota... dzieci kwiaty... patrzę na koszulkę z kwiatuszkami odbiegającą dizjanem od hardmadafaka łofrołdowych produkcji w kolorze khaki - jest fajna.
Jubileuszowa Zmota była najfajnieszą pod względem terenowym na jakiej byłem - moją piątą.
Poprzednie edycje z roku na rok budowały pole do walki pomp do gnoju uzbrojonych w mechaniki - wyścig wyciągarek a włączanie imprezy do PLP dodatkowe ciśnienie. Pomimo selekcji jaką stosował Franc i tak byli ciśnieniowcy robiący szkody i kłopot organizacyjna potem. Efekt był taki, że z roku na rok rozpierducha była większa. W zeszłym roku nastąpiła eskalacja problemów i bliski koniec tej zacnej imprezy...
ale Franc dał radę...
W tym roku nastąpiła metamorfoza. Termin został utajniony coby chordy gapiów nie zalały okolic prób. Załogi wyselekcjonowane i zaproszone przez Franca - taki "premium" stajla. Zmniejszona ilość załóg. Zmota wypadła z PLP. Efekt - brak ciśnienia. Dodatkową zmianą było wyłączenie pieczątek i kart kontrolnych na plombowanej lince i zamienienie tego tabliczką z numerkiem - należało podjechać do tabliczki i zrobić zdjęcie - patent od wschodnich sąsiadów - prosty i uczciwy. Odpadły potencjalne sytuacje stemplowania karty zdjętej z linki.
Było zdecydowanie mniej prób ciągowych choć gnój się zdarzał też taki z którego z trudem mogłem wyjść. Dużo wąwozów, trawersów, kamienistych jarów, brodzenia w potokach - w końcu sporo jazdy technicznej, sytuacje do pokombinowania, przejazdy na asekuracji. Całość w garbatej suwalskiej scenerii obsypanej śniegiem - przepięknie.
W tym roku na szczęście Suza nie zawiodła ale oczywiście daliśmy ciała i wyjeździliśmy paliwko do końca ok 22.00. Efekt był taki, że z próby "Vietnam" oddającej nazwą klimat ciągaliśmy się na samej baterii i resztkach benzyny wpadającej w przewód przy przechyle. Niemniej jednak udało nam się zrobić wszystkie próby w komplecie z wyjątkiem Pacyfy na którą nas Franc normalnie nie wpuścił
i pogrzebał szansę na komplet w turystyku w tym roku
a i tak byśmy to zrobili bo my sprytne chłopaki jesteśmy
. Pięknie się jechało.
Wyjeździliśmy się konkretnie, dupsko i jajka zmarzły mi strasznie - jak to w mokrych woderach bywa przy przymrozkach. Ale towarzystwo Jarka, Taty, Piotrków i Moniki i te kolorowe samogony Pani Krysi na bankiecie mieszane z doskonałym napitkiem od Ignaca rozgrzały wieczorkiem.
Bardzo podobał mi się tegoroczny bezciśnieniowy klimat i fajne przemyślane próby. "Letko" nie było ale to u Franca standard.