: 26 mar 2008, 20:06
Taaa.... co by tu napisać. Może po kolei.
Zanim kupiłem Toyotę, w ciągu 4 lat zajeździłem dwa UAZ'y. Ich największą wadą było to, że nie były one na tyle nie zawodne, by spokojnie jeździć na dalsze imprezy ( choć nigdy nie zwiodły i czasem poskręcane drutem, ale zawsze dojeżdżały do domu ).
Swoją LJ 70 kupiłem w lutym 2005 r. z przebiegiem 160 tys. km, rocznik 1989. Była to miłość od pierwszego wejrzenia. Ogłoszenie znalazłem na allegro, samochód stał w komisie w Piotrkowie Trybunalskim. Pojechałem z Elą tylko obejrzeć . Po przejażdżce, to Ela kazała mi zostawić zaliczkę .
Po dwóch dniach już nasza Toyotka stała w garażu. Na początek pakiet startowy, czyli rozrząd, filtry, płyny, hamulce itd. Z braku w pobliżu dobrego warsztatu, wszystko w serwisie Toyoty w Zduńskiej Woli. W sumie ok. 3000 zł. A.... w między czasie wyszło, że poprzednia wymiana rozrządu została zrobiona przy 266 tys. km.
Po przeglądzie opony MT BFG 31/10,5/R15. Dlaczego takie? W UAZ'ach zawsze jeździłem na oryginalnym rozmiarze i nigdy nic nie ukręciłem. Wyszedłem z założenia że mały żółty ludzik tak jak duży czerwony ludzik na pewno dobrze wszystko policzył i na oryginalnym rozmiarze też będzie wszystko ok. ( i się nie pomyliłem ).
Dalej kontynuując przyzwyczajenia z UAZ'ów zacząłem motanie we własnym zakresie.
Wywaliłem hak i tylny zbieracz błota ( zderzak ). Tylne światła ( od przyczepy po 8 zł. szt. ) po kilku weryfikacjach miejsca mocowania, w ostateczności wylądowały na słupkach nad oryginalnymi zaślepkami.
Własnego wykonania snoorkel z rury kanalizacyjnej fi 75 ( pomysł podpatrzony na stronie Rewedy ).
Wywaliłem przedni zderzak i zastąpiłem go własnej produkcji kawałkiem przerobionego Ceownika ( pomysł do dupy, bo Ceownik własnoręcznie spawany okazał się za miękki i po otarciu np. drzewa włazi w oponę. Mam na to sposób i wożę ze sobą łapę hydrauliczną, dzięki której na poczekaniu mogę go wyprostować .
Bagażnik dachowy ( takie dwie belki mocowane do rynienek ) jako mocowanie odciągów ( na zamówienie zrobione w sklepie żeglarskim - polecam, robią super ), halogenów ( przez pomyłkę kupiłem przeciwmgłowe i mają bardzo płaski snop światła ( ale za to szeroki i fajnie doświetlają boki )) i do mocowania trapów. Generalnie belki nie zdają egzaminu. Są za słabe i zdarzyło mi się, że gruba gałąź idąca po odciągu tak pociągnęła bagażnik, że zagiął rynienkę i nie można było otworzyć drzwi ( ale od czego łapa hydrauliczna i młotek ).
To chyba wszystko przez te 2 lata co zamotałem. Generalnie wnioski mam takie. Własnoręczne motanie jest fajne i tanie. Daje dużo radochy, satysfakcji, rozwija ciało i umysł . Ma jedną wadę. Trzeba zawsze mieć przy sobie łapę hydrauliczną i młotek, bo motane rzeczy są bardzo zawodne. Dlatego nie motam w silniku, ukł. jezdnym itd.
Eksploatacja:
Spalanie w trasie 10-11 l. W koło komina ( dzieci do szkoły, zakupy itd. ) 13 -15 l. W terenie - szczęśliwi kosztów nie liczą .
Na temat komfortu jazdy się nie wypowiadam, bo po UAZ'ie każdy samochód jest komfortowy. Ela jeździ Toyotą praktycznie codziennie i nie wyobraża sobie, by mogła ją zamienić na inny samochód ( z wyjątkiem krótkiej J90 )
Na imprezy 2-4 dniowe mieścimy się bez składania tylnej kanapy zabierając socjal, spanie, jedzenie, cały szpej off-road i narzędzia. Po złożeniu tylnej kanapy możemy być niezależni przez 2 tygodnie.
Jak na moje gabaryty trochę mało miejsca za kierownicą.
Najbardziej mi brakuje zdejmowanego dachu.
Awaryjność:
Generalnie biorąc pod uwagę, że od zakupu przejechałem prawie 30 tys. km., z czego większość po szutrach i w ciężkim terenie to w zasadzie nic się nie psuje. Toyota dała mi pewność, że nie tylko dojadę na każdą imprezę, ale również z niej wrócę. Nigdy nie brakuje mi mocy, silnik diesla jest w terenie po prostu super. Jeden warunek. LJ 70 z silnikiem 2.4 powinna jeździć na 31 calowych oponach.
Jedyna zmora to hamulce tył. No po prostu masakra. Działają tylko po wyjechaniu z serwisu. Po kilku wjechaniach w błoto, poprawieniu rzeczką i żwirowiskiem już ich nie ma. To samo z hamulcem ręcznym. UAZ miał ręczny na wale i zawsze działał.
Naprawy:
Hamulce tył, naprawa przed każdą dalszą wyprawą i przeglądami .
krzyżaki na wałach
amortyzatory przód ( założyłem oryginalne )
oringi w pompie wtryskowej
uszczelniacze na kulach przedniego mostu
Simering na wejściu wału w tylnym moście i w pompie wspomagania.
I to wszystko. Generalnie żadna z usterek nie unieruchamiała samochodu ( w przeciwieństwie do Discovery 3 w którym wybuchła pompa wtryskowa zanim dojechałem z Warszawy do domu ( tak się zakończył nasz wygrany weekend z Land Rover'em )).
Mam nadzieję, że tyle opisu wystarczy. Od czasów szkoły nie napisałem tak długiego wypracowania
Zanim kupiłem Toyotę, w ciągu 4 lat zajeździłem dwa UAZ'y. Ich największą wadą było to, że nie były one na tyle nie zawodne, by spokojnie jeździć na dalsze imprezy ( choć nigdy nie zwiodły i czasem poskręcane drutem, ale zawsze dojeżdżały do domu ).
Swoją LJ 70 kupiłem w lutym 2005 r. z przebiegiem 160 tys. km, rocznik 1989. Była to miłość od pierwszego wejrzenia. Ogłoszenie znalazłem na allegro, samochód stał w komisie w Piotrkowie Trybunalskim. Pojechałem z Elą tylko obejrzeć . Po przejażdżce, to Ela kazała mi zostawić zaliczkę .
Po dwóch dniach już nasza Toyotka stała w garażu. Na początek pakiet startowy, czyli rozrząd, filtry, płyny, hamulce itd. Z braku w pobliżu dobrego warsztatu, wszystko w serwisie Toyoty w Zduńskiej Woli. W sumie ok. 3000 zł. A.... w między czasie wyszło, że poprzednia wymiana rozrządu została zrobiona przy 266 tys. km.
Po przeglądzie opony MT BFG 31/10,5/R15. Dlaczego takie? W UAZ'ach zawsze jeździłem na oryginalnym rozmiarze i nigdy nic nie ukręciłem. Wyszedłem z założenia że mały żółty ludzik tak jak duży czerwony ludzik na pewno dobrze wszystko policzył i na oryginalnym rozmiarze też będzie wszystko ok. ( i się nie pomyliłem ).
Dalej kontynuując przyzwyczajenia z UAZ'ów zacząłem motanie we własnym zakresie.
Wywaliłem hak i tylny zbieracz błota ( zderzak ). Tylne światła ( od przyczepy po 8 zł. szt. ) po kilku weryfikacjach miejsca mocowania, w ostateczności wylądowały na słupkach nad oryginalnymi zaślepkami.
Własnego wykonania snoorkel z rury kanalizacyjnej fi 75 ( pomysł podpatrzony na stronie Rewedy ).
Wywaliłem przedni zderzak i zastąpiłem go własnej produkcji kawałkiem przerobionego Ceownika ( pomysł do dupy, bo Ceownik własnoręcznie spawany okazał się za miękki i po otarciu np. drzewa włazi w oponę. Mam na to sposób i wożę ze sobą łapę hydrauliczną, dzięki której na poczekaniu mogę go wyprostować .
Bagażnik dachowy ( takie dwie belki mocowane do rynienek ) jako mocowanie odciągów ( na zamówienie zrobione w sklepie żeglarskim - polecam, robią super ), halogenów ( przez pomyłkę kupiłem przeciwmgłowe i mają bardzo płaski snop światła ( ale za to szeroki i fajnie doświetlają boki )) i do mocowania trapów. Generalnie belki nie zdają egzaminu. Są za słabe i zdarzyło mi się, że gruba gałąź idąca po odciągu tak pociągnęła bagażnik, że zagiął rynienkę i nie można było otworzyć drzwi ( ale od czego łapa hydrauliczna i młotek ).
To chyba wszystko przez te 2 lata co zamotałem. Generalnie wnioski mam takie. Własnoręczne motanie jest fajne i tanie. Daje dużo radochy, satysfakcji, rozwija ciało i umysł . Ma jedną wadę. Trzeba zawsze mieć przy sobie łapę hydrauliczną i młotek, bo motane rzeczy są bardzo zawodne. Dlatego nie motam w silniku, ukł. jezdnym itd.
Eksploatacja:
Spalanie w trasie 10-11 l. W koło komina ( dzieci do szkoły, zakupy itd. ) 13 -15 l. W terenie - szczęśliwi kosztów nie liczą .
Na temat komfortu jazdy się nie wypowiadam, bo po UAZ'ie każdy samochód jest komfortowy. Ela jeździ Toyotą praktycznie codziennie i nie wyobraża sobie, by mogła ją zamienić na inny samochód ( z wyjątkiem krótkiej J90 )
Na imprezy 2-4 dniowe mieścimy się bez składania tylnej kanapy zabierając socjal, spanie, jedzenie, cały szpej off-road i narzędzia. Po złożeniu tylnej kanapy możemy być niezależni przez 2 tygodnie.
Jak na moje gabaryty trochę mało miejsca za kierownicą.
Najbardziej mi brakuje zdejmowanego dachu.
Awaryjność:
Generalnie biorąc pod uwagę, że od zakupu przejechałem prawie 30 tys. km., z czego większość po szutrach i w ciężkim terenie to w zasadzie nic się nie psuje. Toyota dała mi pewność, że nie tylko dojadę na każdą imprezę, ale również z niej wrócę. Nigdy nie brakuje mi mocy, silnik diesla jest w terenie po prostu super. Jeden warunek. LJ 70 z silnikiem 2.4 powinna jeździć na 31 calowych oponach.
Jedyna zmora to hamulce tył. No po prostu masakra. Działają tylko po wyjechaniu z serwisu. Po kilku wjechaniach w błoto, poprawieniu rzeczką i żwirowiskiem już ich nie ma. To samo z hamulcem ręcznym. UAZ miał ręczny na wale i zawsze działał.
Naprawy:
Hamulce tył, naprawa przed każdą dalszą wyprawą i przeglądami .
krzyżaki na wałach
amortyzatory przód ( założyłem oryginalne )
oringi w pompie wtryskowej
uszczelniacze na kulach przedniego mostu
Simering na wejściu wału w tylnym moście i w pompie wspomagania.
I to wszystko. Generalnie żadna z usterek nie unieruchamiała samochodu ( w przeciwieństwie do Discovery 3 w którym wybuchła pompa wtryskowa zanim dojechałem z Warszawy do domu ( tak się zakończył nasz wygrany weekend z Land Rover'em )).
Mam nadzieję, że tyle opisu wystarczy. Od czasów szkoły nie napisałem tak długiego wypracowania