J7 przed 90' rokiem - okiem użytkownika
Moderator: luk4s7
Taaa.... co by tu napisać. Może po kolei.
Zanim kupiłem Toyotę, w ciągu 4 lat zajeździłem dwa UAZ'y. Ich największą wadą było to, że nie były one na tyle nie zawodne, by spokojnie jeździć na dalsze imprezy ( choć nigdy nie zwiodły i czasem poskręcane drutem, ale zawsze dojeżdżały do domu ).
Swoją LJ 70 kupiłem w lutym 2005 r. z przebiegiem 160 tys. km, rocznik 1989. Była to miłość od pierwszego wejrzenia. Ogłoszenie znalazłem na allegro, samochód stał w komisie w Piotrkowie Trybunalskim. Pojechałem z Elą tylko obejrzeć . Po przejażdżce, to Ela kazała mi zostawić zaliczkę .
Po dwóch dniach już nasza Toyotka stała w garażu. Na początek pakiet startowy, czyli rozrząd, filtry, płyny, hamulce itd. Z braku w pobliżu dobrego warsztatu, wszystko w serwisie Toyoty w Zduńskiej Woli. W sumie ok. 3000 zł. A.... w między czasie wyszło, że poprzednia wymiana rozrządu została zrobiona przy 266 tys. km.
Po przeglądzie opony MT BFG 31/10,5/R15. Dlaczego takie? W UAZ'ach zawsze jeździłem na oryginalnym rozmiarze i nigdy nic nie ukręciłem. Wyszedłem z założenia że mały żółty ludzik tak jak duży czerwony ludzik na pewno dobrze wszystko policzył i na oryginalnym rozmiarze też będzie wszystko ok. ( i się nie pomyliłem ).
Dalej kontynuując przyzwyczajenia z UAZ'ów zacząłem motanie we własnym zakresie.
Wywaliłem hak i tylny zbieracz błota ( zderzak ). Tylne światła ( od przyczepy po 8 zł. szt. ) po kilku weryfikacjach miejsca mocowania, w ostateczności wylądowały na słupkach nad oryginalnymi zaślepkami.
Własnego wykonania snoorkel z rury kanalizacyjnej fi 75 ( pomysł podpatrzony na stronie Rewedy ).
Wywaliłem przedni zderzak i zastąpiłem go własnej produkcji kawałkiem przerobionego Ceownika ( pomysł do dupy, bo Ceownik własnoręcznie spawany okazał się za miękki i po otarciu np. drzewa włazi w oponę. Mam na to sposób i wożę ze sobą łapę hydrauliczną, dzięki której na poczekaniu mogę go wyprostować .
Bagażnik dachowy ( takie dwie belki mocowane do rynienek ) jako mocowanie odciągów ( na zamówienie zrobione w sklepie żeglarskim - polecam, robią super ), halogenów ( przez pomyłkę kupiłem przeciwmgłowe i mają bardzo płaski snop światła ( ale za to szeroki i fajnie doświetlają boki )) i do mocowania trapów. Generalnie belki nie zdają egzaminu. Są za słabe i zdarzyło mi się, że gruba gałąź idąca po odciągu tak pociągnęła bagażnik, że zagiął rynienkę i nie można było otworzyć drzwi ( ale od czego łapa hydrauliczna i młotek ).
To chyba wszystko przez te 2 lata co zamotałem. Generalnie wnioski mam takie. Własnoręczne motanie jest fajne i tanie. Daje dużo radochy, satysfakcji, rozwija ciało i umysł . Ma jedną wadę. Trzeba zawsze mieć przy sobie łapę hydrauliczną i młotek, bo motane rzeczy są bardzo zawodne. Dlatego nie motam w silniku, ukł. jezdnym itd.
Eksploatacja:
Spalanie w trasie 10-11 l. W koło komina ( dzieci do szkoły, zakupy itd. ) 13 -15 l. W terenie - szczęśliwi kosztów nie liczą .
Na temat komfortu jazdy się nie wypowiadam, bo po UAZ'ie każdy samochód jest komfortowy. Ela jeździ Toyotą praktycznie codziennie i nie wyobraża sobie, by mogła ją zamienić na inny samochód ( z wyjątkiem krótkiej J90 )
Na imprezy 2-4 dniowe mieścimy się bez składania tylnej kanapy zabierając socjal, spanie, jedzenie, cały szpej off-road i narzędzia. Po złożeniu tylnej kanapy możemy być niezależni przez 2 tygodnie.
Jak na moje gabaryty trochę mało miejsca za kierownicą.
Najbardziej mi brakuje zdejmowanego dachu.
Awaryjność:
Generalnie biorąc pod uwagę, że od zakupu przejechałem prawie 30 tys. km., z czego większość po szutrach i w ciężkim terenie to w zasadzie nic się nie psuje. Toyota dała mi pewność, że nie tylko dojadę na każdą imprezę, ale również z niej wrócę. Nigdy nie brakuje mi mocy, silnik diesla jest w terenie po prostu super. Jeden warunek. LJ 70 z silnikiem 2.4 powinna jeździć na 31 calowych oponach.
Jedyna zmora to hamulce tył. No po prostu masakra. Działają tylko po wyjechaniu z serwisu. Po kilku wjechaniach w błoto, poprawieniu rzeczką i żwirowiskiem już ich nie ma. To samo z hamulcem ręcznym. UAZ miał ręczny na wale i zawsze działał.
Naprawy:
Hamulce tył, naprawa przed każdą dalszą wyprawą i przeglądami .
krzyżaki na wałach
amortyzatory przód ( założyłem oryginalne )
oringi w pompie wtryskowej
uszczelniacze na kulach przedniego mostu
Simering na wejściu wału w tylnym moście i w pompie wspomagania.
I to wszystko. Generalnie żadna z usterek nie unieruchamiała samochodu ( w przeciwieństwie do Discovery 3 w którym wybuchła pompa wtryskowa zanim dojechałem z Warszawy do domu ( tak się zakończył nasz wygrany weekend z Land Rover'em )).
Mam nadzieję, że tyle opisu wystarczy. Od czasów szkoły nie napisałem tak długiego wypracowania
Zanim kupiłem Toyotę, w ciągu 4 lat zajeździłem dwa UAZ'y. Ich największą wadą było to, że nie były one na tyle nie zawodne, by spokojnie jeździć na dalsze imprezy ( choć nigdy nie zwiodły i czasem poskręcane drutem, ale zawsze dojeżdżały do domu ).
Swoją LJ 70 kupiłem w lutym 2005 r. z przebiegiem 160 tys. km, rocznik 1989. Była to miłość od pierwszego wejrzenia. Ogłoszenie znalazłem na allegro, samochód stał w komisie w Piotrkowie Trybunalskim. Pojechałem z Elą tylko obejrzeć . Po przejażdżce, to Ela kazała mi zostawić zaliczkę .
Po dwóch dniach już nasza Toyotka stała w garażu. Na początek pakiet startowy, czyli rozrząd, filtry, płyny, hamulce itd. Z braku w pobliżu dobrego warsztatu, wszystko w serwisie Toyoty w Zduńskiej Woli. W sumie ok. 3000 zł. A.... w między czasie wyszło, że poprzednia wymiana rozrządu została zrobiona przy 266 tys. km.
Po przeglądzie opony MT BFG 31/10,5/R15. Dlaczego takie? W UAZ'ach zawsze jeździłem na oryginalnym rozmiarze i nigdy nic nie ukręciłem. Wyszedłem z założenia że mały żółty ludzik tak jak duży czerwony ludzik na pewno dobrze wszystko policzył i na oryginalnym rozmiarze też będzie wszystko ok. ( i się nie pomyliłem ).
Dalej kontynuując przyzwyczajenia z UAZ'ów zacząłem motanie we własnym zakresie.
Wywaliłem hak i tylny zbieracz błota ( zderzak ). Tylne światła ( od przyczepy po 8 zł. szt. ) po kilku weryfikacjach miejsca mocowania, w ostateczności wylądowały na słupkach nad oryginalnymi zaślepkami.
Własnego wykonania snoorkel z rury kanalizacyjnej fi 75 ( pomysł podpatrzony na stronie Rewedy ).
Wywaliłem przedni zderzak i zastąpiłem go własnej produkcji kawałkiem przerobionego Ceownika ( pomysł do dupy, bo Ceownik własnoręcznie spawany okazał się za miękki i po otarciu np. drzewa włazi w oponę. Mam na to sposób i wożę ze sobą łapę hydrauliczną, dzięki której na poczekaniu mogę go wyprostować .
Bagażnik dachowy ( takie dwie belki mocowane do rynienek ) jako mocowanie odciągów ( na zamówienie zrobione w sklepie żeglarskim - polecam, robią super ), halogenów ( przez pomyłkę kupiłem przeciwmgłowe i mają bardzo płaski snop światła ( ale za to szeroki i fajnie doświetlają boki )) i do mocowania trapów. Generalnie belki nie zdają egzaminu. Są za słabe i zdarzyło mi się, że gruba gałąź idąca po odciągu tak pociągnęła bagażnik, że zagiął rynienkę i nie można było otworzyć drzwi ( ale od czego łapa hydrauliczna i młotek ).
To chyba wszystko przez te 2 lata co zamotałem. Generalnie wnioski mam takie. Własnoręczne motanie jest fajne i tanie. Daje dużo radochy, satysfakcji, rozwija ciało i umysł . Ma jedną wadę. Trzeba zawsze mieć przy sobie łapę hydrauliczną i młotek, bo motane rzeczy są bardzo zawodne. Dlatego nie motam w silniku, ukł. jezdnym itd.
Eksploatacja:
Spalanie w trasie 10-11 l. W koło komina ( dzieci do szkoły, zakupy itd. ) 13 -15 l. W terenie - szczęśliwi kosztów nie liczą .
Na temat komfortu jazdy się nie wypowiadam, bo po UAZ'ie każdy samochód jest komfortowy. Ela jeździ Toyotą praktycznie codziennie i nie wyobraża sobie, by mogła ją zamienić na inny samochód ( z wyjątkiem krótkiej J90 )
Na imprezy 2-4 dniowe mieścimy się bez składania tylnej kanapy zabierając socjal, spanie, jedzenie, cały szpej off-road i narzędzia. Po złożeniu tylnej kanapy możemy być niezależni przez 2 tygodnie.
Jak na moje gabaryty trochę mało miejsca za kierownicą.
Najbardziej mi brakuje zdejmowanego dachu.
Awaryjność:
Generalnie biorąc pod uwagę, że od zakupu przejechałem prawie 30 tys. km., z czego większość po szutrach i w ciężkim terenie to w zasadzie nic się nie psuje. Toyota dała mi pewność, że nie tylko dojadę na każdą imprezę, ale również z niej wrócę. Nigdy nie brakuje mi mocy, silnik diesla jest w terenie po prostu super. Jeden warunek. LJ 70 z silnikiem 2.4 powinna jeździć na 31 calowych oponach.
Jedyna zmora to hamulce tył. No po prostu masakra. Działają tylko po wyjechaniu z serwisu. Po kilku wjechaniach w błoto, poprawieniu rzeczką i żwirowiskiem już ich nie ma. To samo z hamulcem ręcznym. UAZ miał ręczny na wale i zawsze działał.
Naprawy:
Hamulce tył, naprawa przed każdą dalszą wyprawą i przeglądami .
krzyżaki na wałach
amortyzatory przód ( założyłem oryginalne )
oringi w pompie wtryskowej
uszczelniacze na kulach przedniego mostu
Simering na wejściu wału w tylnym moście i w pompie wspomagania.
I to wszystko. Generalnie żadna z usterek nie unieruchamiała samochodu ( w przeciwieństwie do Discovery 3 w którym wybuchła pompa wtryskowa zanim dojechałem z Warszawy do domu ( tak się zakończył nasz wygrany weekend z Land Rover'em )).
Mam nadzieję, że tyle opisu wystarczy. Od czasów szkoły nie napisałem tak długiego wypracowania
Wow
Po takim elaboracie to już mi nic nie zostało do dodania... no może.
Ja też zakochałem się od pierwszego ... no i znalazłem na allegro w Warszawie więc daleko po odbiór nie miałem.
Zakupiłem LJ70 1986r w 2007 r i po naprawach - tzw pakiet startowy + parę innych rzeczy, które należało zrobić przed wyprawą to nic złego nie mogę powiedzieć. Wyprawę do Tunezji przeżyliśmy - przygoda SUPER - polecam każdemu, przejechaliśmy około 6000km i nic. Na pustyni radziła sobie rewelacyjnie - na oryginalnym rozmiarze opon ale zawieszeniiu OME.
Co do motania to chyba każdy po zakupie jakiejkolwiek terenówki staje się w mniejszym lub większym stopniu "motaczem". Należy pamiętać tylko o umiarze i dobrym guście .
W terenie jest bardzo zgrabna i nawet na 33x12,5x15 daje sobie rewelacyjnie radÄ™.
Po takim elaboracie to już mi nic nie zostało do dodania... no może.
Ja też zakochałem się od pierwszego ... no i znalazłem na allegro w Warszawie więc daleko po odbiór nie miałem.
Zakupiłem LJ70 1986r w 2007 r i po naprawach - tzw pakiet startowy + parę innych rzeczy, które należało zrobić przed wyprawą to nic złego nie mogę powiedzieć. Wyprawę do Tunezji przeżyliśmy - przygoda SUPER - polecam każdemu, przejechaliśmy około 6000km i nic. Na pustyni radziła sobie rewelacyjnie - na oryginalnym rozmiarze opon ale zawieszeniiu OME.
Co do motania to chyba każdy po zakupie jakiejkolwiek terenówki staje się w mniejszym lub większym stopniu "motaczem". Należy pamiętać tylko o umiarze i dobrym guście .
W terenie jest bardzo zgrabna i nawet na 33x12,5x15 daje sobie rewelacyjnie radÄ™.
- Rokfor32
- Klubowicz
- Posty: 8455
- Rejestracja: 31 paź 2008, 21:15
- Auto: Wiele. Różnych. Większość Toyoty.
- Kontakt:
Re: J7 przed 90' rokiem - okiem użytkownika
Dawno nic sie nie ruszało w tym temacie, więc trochę napiszę ...
Mój egzemplarz - RJ70 z 88 roku. Kupiony w IS, więc nikła szansa na cofanie licznika - 220 tyś. Pakiet startowy - brak W trakcie eksploatacji wymienione kilka rzeczy, czyli opony, piórka wycieraczek, krzyżaki wałów i układ wydechowy (na fabryczny). Plus modyfikacja w postaci wymiany przełożeń w dyfrach na 5,29 (dla kółek 33"). I to wszystko. Auto jeździ, ma się dobrze. W przyszłym roku może doczeka się porządnej konserwacji blachy (jak będzie czas), i pewnie kilku dalszych szpejów OR.
Najdalsza wycieczka, jak do tej pory - ok. 4000 km. Tydzień przerwy, potem kolejne 3000 km, tym razem wliczając bezdroża Rumunii.
Przez cały okres eksploatacji (ok. 20 k km) brak awarii.
Mój egzemplarz - RJ70 z 88 roku. Kupiony w IS, więc nikła szansa na cofanie licznika - 220 tyś. Pakiet startowy - brak W trakcie eksploatacji wymienione kilka rzeczy, czyli opony, piórka wycieraczek, krzyżaki wałów i układ wydechowy (na fabryczny). Plus modyfikacja w postaci wymiany przełożeń w dyfrach na 5,29 (dla kółek 33"). I to wszystko. Auto jeździ, ma się dobrze. W przyszłym roku może doczeka się porządnej konserwacji blachy (jak będzie czas), i pewnie kilku dalszych szpejów OR.
Najdalsza wycieczka, jak do tej pory - ok. 4000 km. Tydzień przerwy, potem kolejne 3000 km, tym razem wliczając bezdroża Rumunii.
Przez cały okres eksploatacji (ok. 20 k km) brak awarii.
Re: J7 przed 90' rokiem - okiem użytkownika
Witam wszystkich.
Panowie - mam do Was takie pytanko: rozglądam się za RJ73 z roku 1984 - powiedzcie swoim okiem eksploatacyjnym i użytkowym jak się sprawuję maszyny z tego roku? Warto w to wchodzić czy nie warto?
Podpowiedzcie coś na co zwrócić uwagę itp itd
Z góry dzięki - pozdrawiam.
Panowie - mam do Was takie pytanko: rozglądam się za RJ73 z roku 1984 - powiedzcie swoim okiem eksploatacyjnym i użytkowym jak się sprawuję maszyny z tego roku? Warto w to wchodzić czy nie warto?
Podpowiedzcie coś na co zwrócić uwagę itp itd
Z góry dzięki - pozdrawiam.
Re: J7 przed 90' rokiem - okiem użytkownika
Może lepiej zapytaj tu: http://tlc.org.pl/forum/viewforum.php?f=46" onclick="window.open(this.href);return false;
Re: J7 przed 90' rokiem - okiem użytkownika
Widzę, że bardzo dawno nikt tu nic...
Mój to miłość od pierwszego wejrzenia!
Zobaczyłem go u sąsiada, taki sam, tylko klekot w dieslu do ciężkiej pracy, jak to w Holandii, tu piękne HD jeżdżą jako woły robocze...
Znalazłem w Polsce, na zdjęciach piękny jak cacuszko, po rozmowie z właścicielem ideał, mimo, że tani...
Daleko mam do Warszawy, więc pomyślałem, zapytam na forum TLC, być może ktoś zna, ktoś był i widział, lub kolega stąd... się okazało, że był i widział, i że zdjęcia nieaktualne i cieknie mu, no i nie taki on piękny jak właściciel mówi. Mimo to poleciałem, zobaczyłem ten obraz nędzy i go mam - tanio, 11000zł
Pierwsza podróż, Warszawa - Ostrołęka - Zielona Góra, z ciekącym reduktorem i wyciekiem spod pokrywy rozrządu i zaworów, bujało przy starcie na prawo i na każdym zakręcie we wszystkie strony - mimo to przyjemność wielka i bez niespodzianek do mamy dotarłem.
Pierwsza myśl... kupię części i zostawię u Rokfora, bo przecież, nie mam czasu i nie będę sam dłubał, druga myśl, u niego terminy napięte i na czas trza dostarczyć i odebrać, więc czasu potrzeba więcej niż mniej bo daleko - sam podłubię, se pomyślałem.
Na dzień dzisiejszy, nic nie cieknie, nie było to łatwe, okazało się, że pokrywa rozrządu na silikon klejona (chłopaki z 4xdrive pospawali), zestaw naprawczy terrain tamer od Kylona uszczelnił reduktor, a pokrywa zaworów, to już luzik.
Wszystkie gumy wymienione, nic nie cieknie, pali od strzała (regulowałem wg amerykańskich instrukcji ) i jedzie bez bujania na boki.
Do pełnego szczęścia jeszcze mu trochę brakuje, ale rdzy niewiele, rama zdrowa, koszt rejestracji auta powyżej 30 lat w Holandii 250€, przegląd 1x na 2 lata , ubezpieczenie tanie, podatek drogowy 123€ na rok - taniej tylko auto >40 lat.
Wiąz jest to o połowę tańszy RJ70 w okolicy
Zrobiłem nim około 4000 km - w terenie przyjemność wielka, na autostradzie 120 km/h bez problemu i nadmiernego hałasu, powyżej telepie zbyt bardzo.
Oczywiście cieknie podczas deszczu, nikt nie wie skąd, pod nogi pasażera!
To samo 2.4 w dieslu to musi być prawdziwa udręka
Mój to miłość od pierwszego wejrzenia!
Zobaczyłem go u sąsiada, taki sam, tylko klekot w dieslu do ciężkiej pracy, jak to w Holandii, tu piękne HD jeżdżą jako woły robocze...
Znalazłem w Polsce, na zdjęciach piękny jak cacuszko, po rozmowie z właścicielem ideał, mimo, że tani...
Daleko mam do Warszawy, więc pomyślałem, zapytam na forum TLC, być może ktoś zna, ktoś był i widział, lub kolega stąd... się okazało, że był i widział, i że zdjęcia nieaktualne i cieknie mu, no i nie taki on piękny jak właściciel mówi. Mimo to poleciałem, zobaczyłem ten obraz nędzy i go mam - tanio, 11000zł
Pierwsza podróż, Warszawa - Ostrołęka - Zielona Góra, z ciekącym reduktorem i wyciekiem spod pokrywy rozrządu i zaworów, bujało przy starcie na prawo i na każdym zakręcie we wszystkie strony - mimo to przyjemność wielka i bez niespodzianek do mamy dotarłem.
Pierwsza myśl... kupię części i zostawię u Rokfora, bo przecież, nie mam czasu i nie będę sam dłubał, druga myśl, u niego terminy napięte i na czas trza dostarczyć i odebrać, więc czasu potrzeba więcej niż mniej bo daleko - sam podłubię, se pomyślałem.
Na dzień dzisiejszy, nic nie cieknie, nie było to łatwe, okazało się, że pokrywa rozrządu na silikon klejona (chłopaki z 4xdrive pospawali), zestaw naprawczy terrain tamer od Kylona uszczelnił reduktor, a pokrywa zaworów, to już luzik.
Wszystkie gumy wymienione, nic nie cieknie, pali od strzała (regulowałem wg amerykańskich instrukcji ) i jedzie bez bujania na boki.
Do pełnego szczęścia jeszcze mu trochę brakuje, ale rdzy niewiele, rama zdrowa, koszt rejestracji auta powyżej 30 lat w Holandii 250€, przegląd 1x na 2 lata , ubezpieczenie tanie, podatek drogowy 123€ na rok - taniej tylko auto >40 lat.
Wiąz jest to o połowę tańszy RJ70 w okolicy
Zrobiłem nim około 4000 km - w terenie przyjemność wielka, na autostradzie 120 km/h bez problemu i nadmiernego hałasu, powyżej telepie zbyt bardzo.
Oczywiście cieknie podczas deszczu, nikt nie wie skąd, pod nogi pasażera!
To samo 2.4 w dieslu to musi być prawdziwa udręka
- kpeugeot
- Klubowicz
- Posty: 2522
- Rejestracja: 24 cze 2009, 06:52
- Auto: Taro(hilux) 3.0 V6
lj70 2LTII r1986
LJ78 2LT EFI 1991 - Kontakt:
Re: J7 przed 90' rokiem - okiem użytkownika
wentylator, niedrozny odpływ z tunelu pod szybą od strony silnika, tego co ma kratki
Re: J7 przed 90' rokiem - okiem użytkownika
jest jakiś prosty sposób na udrożnienie?
Re: J7 przed 90' rokiem - okiem użytkownika
Albo uszczelka szyby..
- kpeugeot
- Klubowicz
- Posty: 2522
- Rejestracja: 24 cze 2009, 06:52
- Auto: Taro(hilux) 3.0 V6
lj70 2LTII r1986
LJ78 2LT EFI 1991 - Kontakt:
Re: J7 przed 90' rokiem - okiem użytkownika
wyloty wody sa po bokach
jeśli tamtędy to trzeba zdjąć wycieraczki, odkręcić maskownicę i wtedy jest dostęp
kijek i przepychamy
jeśli tamtędy to trzeba zdjąć wycieraczki, odkręcić maskownicę i wtedy jest dostęp
kijek i przepychamy